piątek, 28 lutego 2014

Gotowi do biegu ... ?

Długo zastanawiałam się nad tym postem, ponieważ specjalistą nie jestem, a nie chcę Wam mówić o czymś, o czym pojęcia nie mam. Z drugiej strony, gdy ja zaczynałam biegać popełniałam ogrom błędów, a informacje zdobywałam od zapoznanych z tematem znajomych, trenerki i wielu artykułów na ten temat. Dlatego też zdecydowałam się, że zamieszczę Wam kilka postów na temat biegania, ale zupełnie amatorsko. Będą to sugestie i sposoby, które sprawdziły się u mnie, a może pomogą również Wam.

wyborcza.biz
Dziś pierwszy post, o przygotowaniu i tym, co przed samym bieganiem.

1. Ubranie
Teoretycznie można biegać w czymkolwiek, najważniejsze, żeby było wygodnie. Dla mnie najlepiej sprawdzają się obrania wąskie, dobrze dopasowane, oddychające i elastyczne. Jeżeli ubranie jest zbyt luźne, to na przykład nogawki będą haczyć między nogami podczas biegu, co jest sporym utrudnieniem, a już na pewno drażni ;) Sama zwykle biegam w ciemnych, czarnych ubraniach (czarny dres + kamizelka i białe buty), co jest akurat głupim pomysłem, gdy biegam po ulicy, gdzie lepiej sprawdzają się rzeczy kolorowe, a więc i bardziej widoczne.

Niestety moja bluza została w Niemczech, więc muszę sobie radzić bez niej :(

Największe znaczenie ma jednak pora roku i temperatura. Latem biegam w bawełnianych spodniach 3/4 i koszulce na ramiączkach. Ze spadkiem temperatury zmieniam spodnie na długie, na koszulkę zakładam rozpinaną bluzę od dresu albo bawełnianą.


Gdy jest jeszcze zimniej dochodzi kamizelka, później kurtka przeciwwiatrowa albo obie na raz. Pod spodnie można dorzucić bieliznę termoaktywną. 


Ważne dla mnie są czapka i rękawiczki. Czapka wąska, dobrze przylegająca, a przede wszystkim taka, dzięki której nie zawieje mi uszu ;) Od dłuższego czasu zbieram się też do kupienia opaski na uczy, gdy jest cieplej, ale nadal wietrznie. Rękawiczki najbardziej lubię takie z odkrywanymi palcami, co pozwala mi na regulację temperatury dłoni oraz obsługę telefonu. Kamizelka dobrze przylega do szyi i jest na tyle wysoka, że nie potrzebuję pod spód nic więcej.

Zestaw, z którym biegam aktualnie

Moim zdaniem rzeczywiście dobrze sprawdzają się markowe ubrania, ale też takie, z sieciówek, ale z linii sportowych. Moja kamizelka pochodzi z H&M, ale z linii sportowej właśnie i uważam, że jest świetna. Bardzo wygodna, ciepła, z wygodnymi kieszeniami i odpinanym kapturem.

2. Buty
Dla mnie to była kwestia priorytetowa. Miałam tu wrzucić kilka zdań na ich temat oraz pokazać Wam mój model, ale ostatnio spotkałam na blogach kosmetycznych kilka postów, właśnie z butami do biegania lub treningowymi, więc ja też poświęcę im osobny post ;)

3. Odblaski
Jeżeli biegacie wcześnie rano, albo jak ja wieczorem, to niezbędne są odblaski. Mogą to być tylko bransoletki, ale jeśli biegacie po zmroku, to najlepsza jest cała kamizelka. Biegając u mnie na wsi 3 razy trafiłam na ludzi, którzy prowadząc samochód nie zwracają uwagi na to, co się dzieje na ulicy. Konkretnie to w ciągu 3 lat tutaj, trzy razy ktoś by we mnie wjechał, z czego dwa razy podczas biegania. Można też kupić tasiemkę odblaskową i przyszyć albo przypiąć do ubrań. 

Lubię biegać po zmroku, ale tylko z odblaskami

4. Sprzęt
Na każdy bieg zabieram ze sobą telefon z muzyką i aplikacją do biegania. Zazwyczaj trzymam go w dłoni, ponieważ wtedy w każdej chwili mogę zmienić utwór, albo sprawdzić czas / dystans. Jednak świetnym rozwiązaniem jest opaska na ramię, dzięki której mamy wolne ręce, a telefon stabilnie trzyma się na ramieniu. Polecam zamówić uniwersalne opaski na Allegro, które dobiera się po przekątnej ekranu. Za taką, która może nie jest idealnie dopasowana do mojego HTC, ale na bieg w zupełności wystarczy, zapłaciłam około 15zł, podczas gdy taka dedykowana wyłącznie do mojego modelu kosztuje ponad 100zł. 

Świetnie się też sprawdza przypięta do roweru

5. Muzyka
Dla mnie bardzo ważna. Prawdę mówiąc nie lubię biegać i koszmarnie mnie to nudzi. Uwielbiam za to uczucie po biegu, zmęczenie i zadowolenie. Muzyka znacznie umila mi każdy bieg, a najlepiej sprawdza się nowa. Gdy w słuchawkach mam coś nowego, co słyszę pierwszy, albo jeden z pierwszych razy, to skupiam się na tym, a nie na samym biegu. Warto też mieć ulubione utwory, najlepiej szybkie i energiczne, które najlepiej się sprawdzą na wykończeniu trasy. 

Na pierwszy raz to tyle :) Dziś już piątek, więc to idealny czas na trochę ruchu, zwłaszcza, przy takiej pogodzie :)

Biegacie?

środa, 26 lutego 2014

Reo mydło i krem

Pod postem o produktach do pielęgnacji w niskich cenach (link) wyraziłyście zainteresowanie produktami Reo, dlatego już dziś zapraszam na post im poświęcony.

Oba produkty Reo mam i regularnie używam od początku października 2013. Konkretnie są to: Mydełko wyrównujące koloryt cery oraz Krem wyrównujący koloryt cery, a dostępne są również inne kosmetyki z tej serii, między innymi puder. Widziałam też zdjęcia innej wersji mydła, takie okrągłe, ale nie wiem jaka jest między nimi różnica.

Zdjęcie z Allegro, moje opakowanie wyrzuciłam na długo przed tym, jak zostałam Blogerką ;)

Mydełko
Mydło używam do ostatniego etapu oczyszczania twarzy mniej więcej 3 - 4 razy w tygodniu, po demakijażu i OCM, zamiennie z żelem LRP. Całą kostką namydlam dłonie i dokładnie myję twarz, szyję i dekolt, a w razie potrzeby również ramiona. Mydło dobrze się pieni, a pozostawione w łazience zachowuje twardą i zbitą konsystencję. Kostka jest standardowa, ma 80g i jest bardzo wydajna. Po prawie 5 miesiącach zużyłam około połowy objętości, chociaż jak wspomniałam nie używam go codziennie, a czasami przerwy były dłuższe niż dzień, czy dwa, więc myślę, że zużycie odpowiada 3 miesiącom codziennego mycia się nim, a kolejne 3 przed nim. Cena to 4,99zł + przesyłka.

Moja kostka po prawie 5 miesiącach używania

Pora na najważniejsze, czyli działanie. Gdy czytałam kilka opinii na jego temat, to zwykle pojawiał się w roli ratunkowej, czyli Dziewczyny używały go w razie potrzeby, gdy stan ich cery ulegał znacznemu pogorszeniu. Tak jak wspomniałam, ja używam go regularnie, więc nie uzyskuję efektu wow, ale nie jest tak, że żadnego nie zauważyłam. Nie uważam, że to tylko zestaw Reo utrzymuje moją cerę w dobrej kondycji (może nie dobrej, ale sensownej ;)), ale bez wątpienia ma na nią pozytywny wpływ. Mydełko bardzo dobrze oczyszcza skórę, nie wysuszając jej przy tym. Uczucie ściągnięcia czasami się pojawia, ale niewielkie, za to po każdym użyciu czuję jakby lekki osad na twarzy (jak ten na lustrach w reklamie mydła Dove), ale ja tak mam z każdym mydłem. Odkąd go używam niedoskonałości i niespodzianek na twarzy jest znacznie mniej, ale pojawiają się, gdy jestem dłużej (noc lub kilka dni) poza domem i zabieram tylko podstawowe kosmetyki (na przykład tylko żel Babydream do mycia ciała i twarzy).

Zdjęcie z Allegro

Krem
Uzupełnieniem pielęgnacji z Reo jest krem, który właściwie przypomina maść. 50g gęstego kremu zamknięte jest w aluminiowej tubce z nakrętką. Nic specjalnego, ale całość jest całkiem trwała i wygodna w użyciu. W tym przypadku również mamy bardzo dużą wydajność. Przez dłuższy czas używałam go codziennie i chociaż w ostatnim tygodniu (czy dwóch) trochę poszedł w odstawkę, to nadal jest go sporo w tubce, a na jedną aplikację wystarcza ilość niewiele większa od wielkości ziarnka grochu.

Moja tubka po pięciu miesiącach

Producent wiele nam tu obiecuje: blask, tuszowanie niedoskonałości, tonowanie rumienia, wyrównanie kolorytu (to przypadkiem nie są zadania korektora / podkładu?), ale też pielęgnację, ujędrnienie, nawilżenie, delikatne natłuszczenie, a w efekcie pozostawienie cery gładkiej i miękkiej w dotyku.

Informacja o produkcji w Anglii jest, a składu nie ma...

Jak jest w praktyce? Nieźle, a nawet całkiem dobrze. Kolorytu cery może nie wyrównał, ale jako takich przebarwień nie mam, za to z resztą obietnic jest lepiej. Przy regularnym stosowaniu wraz z mydłem, przyczynił się do zmniejszenia ilości niedoskonałości i ich rzadszego pojawiania się. Ujędrnienie to może za wiele powiedziane, ale przy mojej normalnej / mieszanej cerze ze skłonnością do przetłuszczania w strefie T, a czasami przesuszania na policzkach (i wiele innych kombinacji zależnych od pory roku / wody / klimatu i wielu innych...) nieźle nawilżał, a czegoś mocniejszego potrzebowałam dopiero w grudniu.

Zupełnie jak maść z apteki

Po nałożeniu na twarz zostawia delikatną lekko tłustą warstwę, która się nie wchłania i oblepia mi grzywkę przez noc, ale na szczęście jest Batiste ;) ale do rana znika, jednak w związku z tym pod makijaż go nie polecam. W moim przypadku nie zapchał, nie podrażnił oraz nie powodował przetłuszczania czy przesuszenia cery.

A tu widać, że nie wchłania się do zera, tylko zostawia taką warstwę jak kremy półtłuste

Pozostaje jeszcze kwestia zapachu. Przy którymś z pierwszych użyć zaczęłam się rozglądać co to się przypala, a okazało się że to był ten krem. Pierwsze skojarzenie? Zapach przypalonych włosów... ale może to tylko ja tak mam ;) Z czasem przyzwyczaiłam się i chociaż nadal go czuję, to mi nie przeszkadza. Cena to powalające 6,99zł + przesyłka.


Te produkty wydają się mało popularne, a to źle, bo są naprawdę dobre i w przyjemnej cenie :) Czujecie się zachęcone?

Na koniec moi dzisiejsi czasoumilacze ;) Kociaki są dzikie i zamieszkały u mnie w piwnicy, więc pogłaskać się nie da, do mnie też blisko nie podejdą, ale zawsze można poobserwować jak się bawią w słońcu ;) No i oczywiście psa zabraknąć nie mogło. Przyszedł zobaczyć co to się dzieje, ale zdjęć nie lubi ;)


wtorek, 25 lutego 2014

Cel - zdrowe mocne paznokcie, część 2 - po 2 tygodniach

Tak jak obiecałam, przychodzę dziś z postem, o postępach w ratowaniu paznokci. Ostatni był dokładnie dwa tygodnie temu (część pierwsza), zatem minęła połowa czasu, który sobie założyłam na odbudowę płytki.

Tydzień temu było tak

Nie jest łatwo. Przez ten czas zdarzyło mi się raz nie wypić skrzypu oraz raz pominąć drożdże. Przez dwa dni miałam mniej czasu na zabawę z olejkiem na skórkach, co niestety po nich widać. Muszę poszukać innego sposobu na skórki, bo po rybkach są w doskonałym stanie, ale tylko wtedy, gdy używam ich często i bez przerwy. Do tego ani razu nie wymoczyłam ich w oliwie... Nie lubię mieć dłoni wyłączonych z użycia ;)

Już po pierwszym tygodniu paznokcie były już trochę mocniejsze. Nie była to duża różnica, ale przestały się wyginać przy najlżejszym dotknięciu. 19go lutego na palcu serdecznym pojawiła się dziwna kreska, jakby pęknięcie, ale nie sprawiła żadnych problemów. Na pacu środkowym nadal mam mały punkt z rozdwojoną płytką w połowie paznokcia.

Lewa dłoń

Na początku drugiego tygodnia zepsuł się serdeczny paznokieć, a razem z nim poleciał środkowy. Pod koniec tego samego tygodnia pierwszy raz nałożyłam jedną warstwę odżywki Nail Tek II i postanowiłam (przynajmniej na razie) zrezygnować z używania odżywki z rekinkiem.W między czasie rozdwoił mi się też wskazujący paznokieć u prawej dłoni, ale przy tej okazji była miła niespodzianka. Pomimo tego, że się rozdwoił, to nie poleciał do połowy płytki jak zwykle, ale jedynie na jej końcu.

Prawa dłoń

W tym momencie skórki są w opłakanym stanie, ale same paznokcie (poza długością i nierównościami) wyglądają całkiem nieźle. Płytka jest w miarę równa, odżywiona i twardsza, a przy tym bardziej elastyczna. 

Obecnie piję pół kostki drożdży na jeden raz. Pominęłam etap 1/3. Przez pierwszy tydzień piłam 1/4 kostki, później jedna kostkę podzieliłam na 3 części, ale następną już tylko na pół. Muszę przyznać, że odpowiada mi ich smak. Zalewam je do połowy szklanki wodą i dodaję łyżeczkę miodu i jest całkiem dobrze :) 
W najbliższym czasie zamierzam wrócić do malowania, chociaż już się przyzwyczaiłam do nagich dłoni ;)

poniedziałek, 24 lutego 2014

10 za 10 pielęgnacja

W końcu się zebrałam i udało mi się zrobić zdjęcia do kolejnego posta z cyklu 10 za 10. Przyznam, że trochę z tym zachodu, ponieważ chciałam Wam pokazać moje produkty, których regularnie używam, a nie tylko takie z internetu, co oznaczało bieganie z koszyczkiem po całym domu i kompletowanie produktów ;)


Dziś druga część serii, czyli pielęgnacja. Podobnie jak w pierwszym poście, który jest o TU, ceny wszystkich przedstawionych kosmetyków wahają się w okolicach 10zł, a nie koniecznie ich nie przekraczają ;) 
Wydaje mi się, że wskazanie fajnych kosmetyków w niskiej cenie w dziedzinie pielęgnacji jest prostsze od kolorówki. 

Fajne produkty, niska cena i świetne zapachy - Balea

1. Jako pierwsze chcę Wam przedstawić kosmetyki Balea, głównie te do włosów i ciała. Do twarzy używam kosmetyków aptecznych, ale żele pod prysznic czy szampony mają, w moim przypadku, jedynie oczyszczać i nie wysuszać. Te kryteria, a do tego świetne zapachy, limitowane edycje, a w przypadku odżywek również wystarczające odżywienie (i brak silikonów) produkty Balea jak najbardziej spełniają. Cena podstawowych żeli, szamponów i odżywek to 65centów, a w Polsce około 6zł. Pianka ze zdjęcia to koszt około 2euro. Lubię też ich krem do stóp i kremowo cytrynowe masło do ciała, ale o tym może kiedyś.

Maseczki i peelingi u mnie zawsze powyższe i glinki z Ziaja, ale brakło w zapasie ;)

2. Miejsce drugie to różne maseczki i peelingi. Długo używałam peelingu enzymatycznego Perfecta, który spisywał się bardzo dobrze, ale ostatnio zastąpiła go wersja drobnoziarnista. Obie bardzo lubię, chociaż mają różny wpływ na moją cerę, ale o tym też innym razem ;) Natomiast moja ulubiona maseczka to ta z Garnier. W ciągu 3 - 5 minut na mojej twarzy sprawia, że jeszcze następnego dnia (a czasami i dłużej) pory są zwężone, a cera matowa i dużo później zaczyna się błyszczeć. Za jednorazowy peeling z Perfecty zapłacimy około 2zł / 10ml, za wersję w tubce do 12zł / 60ml, a za dwie maseczki po 6ml z Garniera do 8zł w Polsce i 90centów w Niemczech, skąd zawsze kilka przywożę :)

Bardzo dobry i delikatny zestaw do cery wrażliwej

3. O wodzie różanej Dabur wiele czytałam na blogach więc dorzuciłam ją do któregoś zamówienia. Za pierwszym razem zamówiłam tą i jeszcze jedną z innej firmy. Na zdjęciu widzicie nowiutką, jeszcze nie otwartą butelkę Dabur, którą niedawno kupiłam bo odpowiada mi zdecydowanie bardziej niż ta druga. Sama woda dobrze odświeża i lekko uspokaja cerę oraz tonizuję. Używam jej codziennie rano przed makijażem i bardzo polubiłam jej zapach. Koszt jednej butelki to około 8zł.

4. Około dwóch lat temu zimą, moja cera była bardzo podrażniona i wrażliwa. Wtedy też odstawiłam większość moich żeli do mycia twarzy i szukałam czegoś delikatnego. Ten żel akurat był w promocji, więc spróbowałam i od tego czasu to moje 3 albo 4 opakowanie. Krem - żel do mycia twarzy od AA nieźle domywał twarz po demakijażu, usuwał mi delikatny makijaż oczu, ale przede wszystkim nie podrażniał, nie wysuszał, delikatnie koił cerę i pozostawiał ją nieściągniętą. Ostatnio prawie go nie używam, ponieważ moją łazienkę opanowało wiele innych kosmetyków do mycia twarzy, jednak zawsze jest w pogotowiu i gdy czuję, że pojawia się wrażliwość to wracam właśnie do niego. Cena do 14zł, ale ja go kupowałam zawsze na promocjach w SP za 7zł. Zachęcona tym produktem spróbowałam też mleczka do demakijażu, licząc że lepiej sobie poradzi z oczami i nie wiem czy jeszcze gdzieś nie zalega w domu. Porażka to była i użyłam go tylko kilka razy.

Przedstawiciele linii kosmetyków z Biedronki

5. Do produktów bebeauty z Biedronki długo nie mogłam się przekonać i nie wierzyłam, że mogą się sprawdzić. Kiedyś skusiłam się jednak na sól do kąpieli i chociaż mało który produkt do kąpieli sprawia, że moja skóra nie jest wysuszona, to ta sobie nieźle poradziła. Później mama kupiła mi krem do rąk, który ktoś jej polecił i znów okazał się dobry. Chociaż wolę czerwoną wersję, to niebieska ze zdjęcia też jest niezła. Często też czytam, że dobre są produkty do mycia twarzy, (ale nie używałam to nie wiem) oraz płyn micelarny, który mnie niestety podrażnił. W przypadku peelingu do stóp nie widzę różnicy pomiędzy tym, a lawendowym odpowiednikiem z Yves Rocher. Cena produktów ze zdjęcia to około 3zł za każdy.

Produkty z Joanny, do których ciągle wracam

6.  Olejek do kąpieli i pod prysznic Joanna Naturia olejkiem właściwie nie jest, a bardziej płynem ze śmietanką, ale sprawdza się bardzo dobrze. Pod prysznic trzeba go używać z gąbką, bo jest bardzo rzadki, ale po kąpieli skóra nie jest ściągnięta, a nawet jakby nawilżona. Kluczowe jest jakby, ponieważ na drugim miejscu w składzie (przed SLS) znajduje się parafina, czyli nawilżenie jest tylko złudzeniem, jednak na basen czy krótki wyjazd, gdy nie chcę zabierać balsamu, decyduję się właśnie na niego. Koszt 200ml produktu o fantastycznym zapachu (również wanilia i kawa) kosztuje około 6zł, ale często można go dostać w promocji.

7. Produkt, który nie jest zbyt dobrze oceniany na wizażu, a nawet źle, ale u mnie gości regularnie od kilku lat. Joanna Sensual Plastry do depilacji z woskiem. Na wstępie zaznaczę, że nie używam go do depilacji dużych powierzchni skóry, jak na przykład nóg. Każdy z plastrów tnę na mniejsze paski i wykorzystuję do depilacji górnej wargi oraz przestrzeni między brwiami, dzięki czemu wychodzi dużo taniej, niż plastry przeznaczone właśnie do twarzy. Podkrada mi je również mama ;) W moim przypadku dobrze usuwają to, co powinny, czyli meszek, a przy tym nie podrażniają i nie uszkadzają mi skóry. Mam bardzo złe doświadczenia z plastrami Veet, które razem z włoskami usuwały mi również zewnętrzny naskórek, niejednokrotnie w za dużej ilości. Dostępne są w drogeriach za około 8zł.
Mój ulubiony lekki nawilżacz do ciała
8.  Pora na produkt, który owszem ma w swoim składzie glicerynę, ale na dalszym miejscu, czy silikony, ale te mi nie szkodzą, ale poza tym nie jest źle - na drugim miejscu masło shea i brak parafiny. Jednak to co w nim lubię, a może bardziej  mnie fascynuje, to wchłanianie się tego kosmetyku. Masło jest bardzo zbite, gęste, ale łatwe do rozsmarowania i po chwili już nie ma po nim śladu, poza niezłym nawilżeniem. Do tego jest to moja ulubiona konsystencja i świetny plastikowy słoiczek, więc pomimo tego, że wolę produkty, które nie wchłaniają się całkowicie, to kupiłam go już po raz kolejny i pewnie nie ostatni. Do wyboru jest kilak zapachów, a obecnie są na promocji w Rossmannie dostępne są w cenie 10zł, standardowo około 12zł

Antyperspiranty standardowy Garnier i moja nowość (i kolejne opakowanie) Cleanic

9. Pozycja dziewiąta to dwa antyperspiranty, a właściwie Dezodorant w chusteczce Deo Fresh od Cleanic oraz antyperspirant w kulce Garnier mineral Invisible. Wersja standardowa, czyli kulka, to po prostu dobry antyperspirant, który u mnie świetnie się sprawdza i nie szukam dalej. Natomiast chusteczki noszę w kosmetyczce, gdy śpię poza domem, albo latem. Dobrze odświeżają, mają przyjemny zapach, rzeczywiście oczyszczają i nieźle się sprawdzają jako antyperspirant. Cena za 12 chusteczek to 4zł, a Garniera kupuję zwykle w Niemczech (poniżej 2euro), albo w Polsce na promocjach do 8zł

Zdjęcie mydła pokażę przy okazji postu poświęconego Reo, bo moje jest już mało fotogeniczne, a opakowania nie mam ;) zdjęcia z kolażu są z archiwum Allegro

10. Ostatnią pozycją są kosmetyki Reo - mydło i krem, za które z przesyłką zapłaciłam w sumie poniżej 25zł. Są to skuteczne produkty do cery z problemami i niedoskonałościami, które nie wysuszają, nie podrażniły i są bardzo wydajne, ale więcej o nich napiszę w osobnym poście. 


Miałyście któryś z tych produktów? A może macie inne kosmetyki pielęgnacyjne, które powinny się znaleźć na tej liście?

sobota, 22 lutego 2014

Sobota z pazurem

Sobota!  Mam nadzieję, że macie dziś wolny dzień i możecie poświęcić jak najwięcej czasu dla siebie :)

Z racji tego, że piątki i / lub soboty mam zazwyczaj zajęte na tyle, że po prostu mnie nie ma, to postanowiłam zacząć nową serię postów na ten dzień. Będzie krótko, szybko i tylko do pokazania ;) Dzisiaj pierwszy post z serii Sobota z pazurem, w ramach której będę wrzucać (na razie starsze) zdjęcia manicure. Nie będą to typowe posty lakierowe, czy ich recenzje, a jedynie prezentacja ich wykorzystania i moje ulubione zestawienia. Alternatywnie będą się pojawiać posty z makijażami.


Na pierwszy ogień coś delikatnego i subtelnego czyli róż z brokatem.
Większość zdjęć, które będę wykorzystywać w najbliższym czasie pochodzi z telefonu i można je już określić jako archiwalne. Obecnie nadal nie maluję paznokci (to już trzeci tydzień!), więc żadne z nich nie będzie pokazywać ich aktualnego stanu. Niestety.


Bazą jest jasny, pastelowy róż od p2 w kolorze 010 little princess z brokatowym topem Essence. Na zdjęciach widać już niemały odprysk na kciuku, ale nie pojawił się szczególnie szybko.


Teraz widzę, że lakiery nie były nałożone zbyt dokładnie, ale obie buteleczki były świeżutkie, prosto z drogerii i chciałam je od razu wypróbować ;)

Sam różowy lakier jest bardzo delikatny i łagodny, dlatego zdecydowałam się na top na wszystkie paznokcie. p2 kryje już przy 2 warstwach w 100% i szybciutko schnie, a na zdjęciach mam jedną warstwę lakieru nawierzchniowego. Zero wysuszaczy.

piątek, 21 lutego 2014

Dermedic Hydrain3 Hialuro krem pod oczy


W ramach wstępu przedstawię Wam problem, czyli od czego wszystko się zaczęło.
W zeszłe wakacje znacznie przesuszyła mi się skóra pod oczami, a od jesieni zaczęłam używać olejku rycynowego* na rzęsy, który nakładałam wacikiem przy zamkniętym oku. W efekcie skóra pod oczami stała się sucha i pojawiły się zmarszczki, które zawsze znikają po odpowiedniej porcji nawilżenia. Taki też krem potrzebuję - który nawilży na tyle, że skóra pod oczami znów będzie gładka. Albo chociaż gładsza biorąc pod uwagę mój wiek ;)


Jak widać w temacie notki (a nawet na zdjęciu ;)) dzisiejszym bohaterem jest Dermedic Hydrain3 Hialuro - krem pod oczy do skóry suchej, bardzo suchej i odwodnionej, który to miał sobie z moim problemem poradzić. Na podstawie nazwy i pochlebnych opinii w sieci uznałam, że będzie idealny.


Wszystkie informacje na jego temat znajdziecie o TU, u producenta, a TUTAJ link do wizażu. Poniżej zamieszczam Wam skład, który moim zdaniem prezentuje się całkiem nieźle. O opakowaniu nie ma co pisać, bo to zwykła tubka z dzióbkiem.

Skład: Aqua, prunus amygdalus dulcis oil, silica, titanium dioxide, iron oxides, glycerin, sodium hyaluronate, betaine, propylene glycol, chlorella vulgaris extract, cetyl alcohol, tocopherl acetate, acrylates, triethanolamine, dmdm hyndatoin, methylchloroisothiazolinone, methylisothiazolinone, allantoin, parfum.


Gdzie i za ile
Podobnie jak serum, tak i ten krem możemy dostać w aptekach stacjonarnych i internetowych, a jego cena to 20 - 30zł za standardowe 15g.

Konsystencja
Na początek całkiem ważny aspekt, w kwestii kremów pod oczy, a zwłaszcza tych używanych rano pod makijaż, czyli formuła. W przypadku kremu Dermedic jest ona idealna. Jest to bardzo lekki krem, jakby odrobinę żelowy. Fantastycznie się wchłania - bardzo szybko i do zera. Pod moimi oczami nie zostaje po nim zupełnie nic, czego bym nie chciała. Żadnych tłustych warstw czy zwiększonego poślizgu. Nawet nie wiedziałam, że to możliwe ;)



Działanie
Według producenta krem jest hipoalergiczny oraz nie podrażnia oczu, co w moim przypadku rzeczywiście się sprawdziło. Oparty jest na bazie wody termalnej oraz składnikach aktywnych i ma na celu przede wszystkim nawilżenie i wygładzenie. Taaa No więc nie do końca. Po nałożeniu go skóra pod oczami rzeczywiście jest miękka, gładka i delikatna, a nawet przyjemnie nawilżona, ale dla mnie bardzo krótkotrwale i bez widocznych efektów długoterminowych. 
Na blogach zbiera pozytywne opinie, jednak zadniu, które mu postawiłam nie sprostał. Dlatego też dla mnie to przyjemny gadżet. Świetnie się sprawdza pod makijaż, nie szkodzi, trochę nawilża, ale nic poza tym.

 
Podsumowując szukam dalej, bo dla mnie jest to najzwyklejszy, chociaż przyjemny krem.
+ konsystencja
+ delikatny, świeży zapach podobnie jak serum
+ bardzo szybko się wchłania
+ lekko nawilża
+ nie pozostawia żadnej warstwy po aplikacji
+ nie podrażnia
+ pozostawia skórę pod oczami miękką i delikatną
+ wygodne opakowanie
+ wysoka wydajność

- dla mnie działanie jest za słabe
- ani trochę nie poradził sobie z zadaniem porządnego nawilżenia i nawodnienia skóry pod oczami

Moja ocena 3+, fajny krem, ale dla mnie działanie zdecydowanie za słabe
gdzie 1- porażka, 6 - hit

Miałyście kontakt z tym kremem? A może możecie mi polecić mocno nawilżający krem pod oczy?

* olejek nakładany zarówno nakładany na rzęsy jak i na paznokcie świetnie je odżywiał, wysuszając wszystko wokół
 

czwartek, 20 lutego 2014

Róże mineralne od P2

Dziś o dwóch produktach, w których widać już denko, a warto coś o nich powiedzieć. Oba to róże niemieckiej marki P2,  a pełna nazwa: Feel good mineral compact blush.

P2 mineralne róże w kompakcie
Pierwszym odcieniem który trafił do mojej kosmetyczki był 020 sweet rose, a ponieważ sprawdził się nieźle, to jakiś czas później szukając brzoskwiniowego różu ponownie postawiłam na P2 i odcień 060 charming orange.

Gdzie i za ile
Tak jak wszystkie kosmetyki P2, róże są do zdobycia w drogeriach DM oraz w Polsce przez internet. Cena to ok. 2euro i 10zł za 5g kosmetyku wyprodukowanego w Europie. Jeden z odcieni jest nawet wegański ;)

Zdjęcie ze strony drogerii DM
Do wyboru mamy 5 kolorów, przy czym moją pomarańczkę zastąpił inny, podobny odcień. Na poniższym zdjęciu zaznaczony kolor to sweet rose, więc jak widać kolory na stronie są mocno przekłamane.

Dostępne kolory, zdjęcie ze strony drogerii DM


Moja opinia
W temacie opakowania powiem tylko tyle, że to standardowa puderniczka z słabszego plastiku. Używany w domu trzyma się nieźle, ale po noszeniu w kosmetyczce jest krucho. Na dalszych zdjęciach widać efekt częstego transportowania i dzisiejszych zdjęć. 

P2 mineralne róże w kompakcie
Oba odcienie, które posiadam są matowe, ale delikatnie zmierzają w kierunku satyny. Chociaż w mocnym słońcu można się dopatrzyć nielicznych drobinek, to w ogóle nie widać ich na twarzy.
Pigmentacja jest raczej delikatna, a efekt można stopniować, chociaż już przy pierwszej warstwie są widoczne. Dobrze się je rozciera i łączy z innymi kosmetykami. 

Na mojej cerze utrzymują się praktycznie cały dzień, w między czasie delikatnie blednąc. Podczas aplikacji nie pylą i nie tworzą plam nawet gdy nie używam wcześniej pudru.

Na poniższych zdjęciach swatche kolorów w różnym świetle, a ostatnie z lampą. Brzoskwinia okazała się bardzo trudna do uchwycenia na zdjęciu, jednak użyta na policzkach daje widoczny, chociaż delikatny efekt. Na pewno lepiej sprawdzi się na jasnych karnacjach.  Drugi kolor kojarzy mi się z drzewem różanym i bardzo dobrze się w nim czuję. Tutaj kolor jest już trochę mocniejszy niż w przypadku jego brata
Na zdjęciach mam kilka warstw, żeby dobrze było widać ich kolory, w rzeczywistości są delikatniejsze.

Swatche w różnym świetle dziennym i z lampą
Moim zdaniem jest to dobry produkt w przyjemnej cenie. Nie mam im nic do zarzucenia i często po nie sięgam. Jeżeli macie okazję je obejrzeć i kupić to polecam :)

Wrzucam jeszcze zdjęcia makijaży, w których je wykorzystałam. Nadal jestem za opcją bronzer + rozświetlacz, zatem róże nakładam tylko w celu lekkiego ożywienia koloru na policzku. Różanego jak widać prawie nie widać, a do brzoskwini celowo nałożyłam jaśniejszy podkład (jaśniejszy niż na górnym zdjęciu...), ale i tak niewiele widać ;) Mimo słabej prezentacji na zdjęciach chcę Was zapewnić, że na żywo jest różnica pomiędzy wersjami z różem, a bez ;)

To jeszcze na twarzy, chociaż wiele nie widać...

Moja ocena  5 dobry produkt, ale bez wow
gdzie 1- porażka, 6 - hit
  
Na koniec jeszcze efekt dzisiejszych zdjęć, czyli rozsypane opakowanie.
Ten kolega nie przetrwał pisania postu

środa, 19 lutego 2014

Moje pędzle: Hakuro do twarzy

Obecnie przeżywam fascynację pędzlami do makijażu, dlatego chciałabym Wam krótko przedstawić moją kolekcję. Z góry uprzedzam, że nie jest duża i zbyt urozmaicona, a kilka nowych zabawek już niedługo do mnie przyleci (oby!), więc rozłożę tą serię w dłuższym czasie :)
Na początek zestaw, który wpadł do mojej kosmetyczki jako drugi i znacząco wpłynął na codzienny makijaż, czyli zestaw siedmiu pędzli Hakuro.


Na wstępie kilka słów o zestawie, jako całości. Czy polecam? Jeżeli byłby to Wasz pierwszy, to tak. Jest dobrze skomponowany - wystarczy dorzucić pędzel do pudru i mamy praktycznie wszystko, czego potrzeba do codziennego makijażu. Jeżeli natomiast już macie swój pędzlowy basic, to raczej nie warto go kupować. Nie w całości. Lepiej postawić na kilka perełek, które można w nim znaleźć, a każdą z nich można kupić osobno.


Na pierwszy ogień idzie mój ulubieniec, który wręcz zrewolucjonizował mój makijaż, czyli pędzel do podkładu Hakuro H50s.  Jest to mniejszy brat flat topa H50, a różnią się długością włosia i jego średnicą.  Mniejsza wersja polecana jest do aplikacji podkładu w trudno dostępnych miejscach i na małych powierzchniach - na przykład w okolicach nosa, ale świetnie się sprawdza też do całej twarzy.

Moim zdaniem jest to świetny pędzel, który pozwoli na równomierne i nałożenie podkładu i naturalny efekt. Nie robi smug, zmoczony nie wchłania dużo podkładu, jest bardzo miękki i delikatny. Wady? Jedna. Trudno go doczyścić z mocnych, opornych podkładów oraz wypłukać gdy użyjemy za dużo szamponu. Mimo wielu innych pędzli do podkładu, które regularnie używam, ten jest moim ulubieńcem, głównie ze względów sentymentalnych ;)
Cena 26zł.


Kolejny pędzel wart polecenia to Hakuro H24, przeznaczony do różu i bronzera. Tak jak poprzednik jest bardzo miękki i delikatny. Trudno nim nałożyć twarde kosmetyki jak bronzer NYX, ale za to jest świetny do miękkich. Nie nabiera zbyt wiele produktu i trudno sobie nim zrobić krzywdę.


Ze względu na ścięty kształt i nieduży rozmiar dobrze się sprawdza przy nakładaniu bronzera pod kość policzkową. Jego cena to 26zł.


Ostatnim pędzlem do twarzy jest języczkowy pędzel do korektora Hakuro H60. W tym przypadku uważam, że jest to jeden z tych, których mogłoby nie być. Niby jest dobry - sprężyste włosie odpowiedniej długości, a jednak źle nam się współpracuje. Gęste, zbite korektory ciężko nim rozprowadzić, a przy lekkich ciężko uzyskać krycie.


Zdecydowanie wolę puszyste miniatury flat topów i może dlatego za nim nie przepadam, ale też nie ma on w sobie nic, co by mnie szczególnie zainteresowało. Cena 11zł.

Wszystkie pędzle Hakuro, które mam do tej pory charakteryzują się wysoką jakością wykonania i niską ceną. Wszystkie trzy pędzle, o których dziś pisałam są wykonane z włosa syntetycznego, które nie niszczy się mimo częstego prania - nie wypada i nie traci kształtu po czyszczeniu.

Z linii Hakuro do twarzy interesują mnie jeszcze duże pędzle do pudru oraz duże jajeczko. Miałam je nawet zamówić, ale za każdym razem gdy robiłam zakupy nie było dostępne, więc zdecydowałam się na to od Real Techniques :)

Możecie polecić pędzel Hakuro, który Waszym zdaniem jest najlepszy?