środa, 30 kwietnia 2014

Pierwsza godzina - poranna rutyna

Ostatnio było sporo kolorówki, więc co powiecie na coś innego?
Założyłam, że ten pomysł się Wam spodoba więc przychodzę z prezentacją pierwszej godziny z mojego dnia, czyli zazwyczaj czasu pomiędzy pobudką a wyjściem z domu, w którym zawierają się moja poranna pielęgnacja oraz makijaż.


Na początek moi niekosmetyczni pomocnicy. Podczas malowania zawsze towarzyszy mi radio, obecnie internetowe z tabletu, oraz, w zależności od godziny, kubek gorącej herbaty - wcześnie rano, lub kawy - w okolicach południa. Poza tym zawsze muszę związać włosy, zwłaszcza grzywkę, bo bardzo nie lubię gdy wchodzą mi w pędzle ;) Obecnie nie wyobrażam sobie też malować się bez soczewek, które czasami zakładam tylko na czas makijażu, a później wracam do okularów. Niesamowite ułatwienie dla krótkowidza.

Dalej poranna pielęgnacja. Ta ze zdjęcia pojechała ze mną do Niemiec, a dalej pojedzie do Francji - jest podstawowa, w większości sprawdzona i niezmienna. Wszystkie kosmetyki których używam rano mają swoje miejsce na toaletce - w sypialni, więc większość czasu rano spędzam właśnie przy niej.


Moim pierwszym krokiem jest oczyszczanie. Obecnie używam płynu z Tołpy, ale zwykle na toaletce stoją płyny micelarne z Loreal lub Bourjois, które zdradzam z wodą różaną. Później nakładam na całą twarz serum Astaxanthin, a pod oczy sztyft z Etude House, które bardzo szybko wchłaniają się do zera i nie mają najmniejszego wpływu na trwałość makijażu. Dalej nakładam Effacklar Duo, głównie na strefę T, a pod oczy jeszcze krem z Estee Lauder. Obecnie kremy z filtrem zastępują mi podkłady z ochroną przeciwsłoneczną, więc na tym kończy się pielęgnacja, a zaczyna makijaż.

Czeszę się i ubieram dopiero po skończonym makijażu, a przed samym wyjściem wpadam do łazienki i myję zęby, przez co do perfekcji opanowałam ruch szczoteczki, który nie narusza makijażu ust ;)
Cały rytuał zajmuje mi 60-70 minut. Dużo, mało? Dla mnie ten czas jest idealny, a zajęcia które mi go wypełniają traktuję jako przyjemność, a nie konieczność, więc jeżeli mogę, to przeciągam go nawet o kolejną godzinę :)

Jestem bardzo ciekawa jak wygląda Wasz poranek pod kątem kosmetycznym i ile czasu zajmują Wam pielęgnacja i makijaż?

wtorek, 29 kwietnia 2014

W7 The Honey Queen

Bohaterem dzisiejszego posta jest najnowszy róż firmy W7, który wzbudził spore zainteresowanie pokazany w nowościach - The Honey Queen Honeycomb Blusher.


Opakowanie standardowe dla produktów marki W7, czyli kolorowy kartonik o niezłej trwałości.


Wewnątrz jak zawsze bardzo miękki pędzelek w plastikowej osłonce, którym niestety nie potrafię się malować :( na plastikowej półeczce, a pod nią jeszcze jedna folia, która zabezpiecza sam róż. Zaraz po zrobieniu zdjęć cały ten plastik wylądował w odpowiednim worku na śmieci ;)


Mój egzemplarz kupiłam w sklepie Minti za zawrotną kwotę 12,90zł za 8g produktu. Czyli tyle, co Africa, natomiast bronzer ma tylko 6g...


Wzór różu nawiązuje do nazwy i przypomina kolorowy plaster miodu. Widać w nim 4 kolory oparte na różu i pomarańczu.


Za nic nie potrafiłam mu zrobić zdjęcia na ręce... Na samej górze są poszczególne kolory pojedynczo, w środku zmieszane, a na dole jego starszy brat, czyli Africa.


W rzeczywistości kolor to delikatna brzoskwinia, z nutą pastelowego różu, całość o wykończeniu satynowym. Kolor idealny dla jasnych karnacji, ale też ciemniejszych w celu rozświetlenia. U mnie sprawdza się idealnie i w zależności od światła widać jego łagodny kolor, albo sam glow. Moim zdaniem jest to brzoskwiniowy odpowiednik Africa i na pewno nie można sobie nim zrobić krzywdy, za to można uzyskać efekt rozświetlenia, ożywienia i rozpromienienia cery, a wszystko w sposób bardzo naturalny i nie nachalny.


Czy polecam? Zdecydowanie! Mnie bardzo podobają się zarówno kolor jak i jego wykończenie, a do tego ma bardzo przyjemną cenę, więc wątpię, że ktokolwiek byłby rozczarowany :)

Jak Wam się podoba?

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

MAC - Paint Pot'y

Trudno mi uwierzyć, że moje Paint Pot'y jeszcze nie doczekały się osobnego posta, więc najwyższa pora to zmienić :) W kosmetyczce mam dwa kolory - Painterly oraz Stormy Pink.


Cienie w kremie cenię sobie za uniwersalność. Bardzo dobrze się sprawdzają zarówno jako baza jak i solo, gdzie już jednym kolorem możemy stworzyć cały makijaż oka. Z tego względu najbardziej mnie interesują kolory neutralne, delikatne, które sprawdzają się na co dzień i pasują do reszty moich kosmetyków. 


Painterly to idealny kolor na całą powiekę. Ma on sporą przewagę nad większością baz pod cienie, która wynika z jego koloru i pigmentacji, a tym samym świetnego krycia. Po nałożeniu wygląda naturalnie, jakby powieka była goła, ale jej koloryt jest doskonale wyrównany, a oko wydaje się świeże i wypoczęte. 


Stormy Pink to piękny fioletowy taupe. Jest matowy, delikatny i bardzo mój. Przez stopniowanie koloru można nim stworzyć cały makijaż, również dzienne smoky.


Oba cienie są bardzo miękkie, kremowe. Łatwo się je aplikuje i rozciera, a do tego bardzo dobrze współpracują z innymi produktami i sobą na wzajem. Na moich (dosyć tłustych, dosyć trudnych) powiekach po utrwaleniu suchymi cieniami trwają do demakijażu, ale solo niestety tylko do 5 godziny, co jest gorszym wynikiem, niż Color Tattoo.

W porównaniu z Permament Taupe od Maybelline (na dole)
Ich cena wynosi około 80zł i wielką zaletą jest duży wybór kolorów, czego brakuje mi u innych (głównie tańszych) marek.

Painterly nałożony na ruchomą powiekę
I jeszcze raz, w innym świetle

Czy warto? Painterly na pewno. Co do reszty, to tylko wtedy, gdy któryś kolor musicie mieć. Uważam, że są fantastyczne, ale w moim przypadku sprawdzają się równie dobrze jak cienie Maybelline, które są dużo tańsze. 

Co o nich myślicie i o cieniach w kremie ogólnie?

sobota, 26 kwietnia 2014

Nowości w natarciu czyli sobotni makijaż i zapowiedź kolejnych nowości

Ostatnio sporo u mnie nowości, ale na szczęście zdecydowana większość z nich to małe perełki ;) Zanim część produktów doczeka się premiery na blogu, pokażę Wam mój czwartkowy makijaż wykonany przy ich użyciu. W piątek natomiast doszły kolejne zakupy i na pewno nie braknie mi tematów do pisania ;) ale kolejno :)


Na twarzy puder MAC CC, który sprawdza się jak na razie z każdym podkładem i zawsze zachwyca mnie równie bardzo jak na początku. Na oczach zamęczana ostatnio paleta MUA Undressed na kremowym Painterly od MAC, a na dolnej linii wodnej liner Zoeva nałożony i roztarty palcem (średnie uczucie), dzięki czemu daje ciekawy, dla mnie świetny efekt. Taki delikatny makijaż to w sumie dla mnie nowość, ale póki co czuję się w nim najlepiej i co rzadkie, maluję się tak prawie codziennie. Reszta kosmetyków standardowo, nic ciekawego ;)

To teraz druga, ciekawsza część posta ;) W piątek doszły do mnie moje niemieckie paczuszki, a kosmetyczka znacznie zwiększyła swoją wartość ;) Pierwsza paczka z Douglasa. Meteoryty długo mnie nie interesowały, aż zmieniły się kolory i stwierdziłam, że czemu nie ;) Miłości od pierwszego użycia na pewno nie będzie, chociaż nie poddaję się i w najbliższych dniach będę sprawdzać ich możliwości. Jedno jest pewne. Gdybym wcześniej sprawdziła ich zapach, to z pewnością zostałabym przy pierwszym wyborze, czyli Pryzmach ;) Średnio też mi się podoba obcięcie ich masy o 5g :/ 
Dalej prawdopodobnie idealny dla mnie podkład Estee Lauder oraz kolejne opakowanie pudru CC od MAC, ale tym razem w wersji rozświetlającej. Mam nadzieję, że sprawdzi się równie dobrze jak jego żółty brat. Wzięłam również pudełeczko podkładu mineralnego bareMinerals, którego zamierzam używać latem, ale już w pierwszym teście wypadł bardzo dobrze oraz miniaturkę bronzera Douglas. Reszta to gratisy :)


Druga paczuszka to zamówienie ze strony Zoeva.de. Lusterko do makijażu i zestaw Luxe Complete Set. Pierwsze zmacanie, potem pierwsze użycie i wielkie love...


Trochę żałowałam, że ominęła mnie promocja w Rossmannie, na której miałam uzupełnić braki, ale dzisiejsze przesyłki skutecznie wybiły mi to z głowy ;)

Zainteresowało Was coś? Sama nie wiem, od czego zacząć posty, więc z chęcią wezmę pod uwagę Wasze sugestie :)

piątek, 25 kwietnia 2014

Test - Estee Lauder Double Wear 1W2 Sand

Poniekąd kontynuując poprzednie posty o poszukiwaniu podkładu (tu Lancome klik) i idealnym pudrze od MAC (tu) pokażę Wam w pewnym sensie połączenie tych dwóch tematów, czyli prawdopodobnie mój podkład idealny. Double Wear od Estee Lauder, który testowałam w odcieniu Sand czyli 1W2.

Zdjęcie z Douglas.de
Panie w perfumeriach odradzały mi go, jako za ciężki do cery mieszanej i przetłuszczającej się strefy T, ale na szczęście zdecydowałam się go wypróbować i jest łał ;) Cena w Polsce 170zł za 30ml produktu w szklanej butelce bez pompki... Ale to jego jedyny minus.

Tym razem ilość podkładu wystarczyła tylko na jeden test ;)
Prawdę mówiąc podkład na początku wydał mi się średni i w ogóle nie porwał. Krycie sensowne, ale bez maski, wykończenie matowe, ale nie płaskie, aplikacja Beauty Blenderem jak zawsze świetna. Ot taki zwyklak. Wielkie wow było 6 godzin po aplikacji, a później po kolejnych 3. Mój makijaż nadal wyglądał tak, jak zaraz po wykonaniu! Byłam pod ogromnym wrażeniem, a to jeszcze nic. Po 9 godzinach dałam mu popalić. Dotykałam twarzy, położyłam się na chwilę, potarłam oczy hacząc przy tym o pół policzków i już koszmarnie zmęczona nie wierzyłam w to, co widziałam w lustrze. Całość wyglądała lepiej, niż jakikolwiek podkład po 8 godzinach noszenia. Z resztą nieważne co piszę. Same zobaczcie zdjęcia :)

Byłam już baaardzo zmęczona ;)
Oczywiście nie bez zasługi był tu puder CC od MAC. Dla mnie jest to duet idealny i z pewnością kupię całą buteleczkę / już dziś powinno być u mnie całe opakowanie również pudru, tym razem w wersji rozświetlającej ;) Mam tylko nadzieję, że nie był to jednorazowy efekt ;)

Wiem, że ten podkład jest bardzo popularny, więc z chęcią poznam Waszą opinię na jego temat :)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Zoeva Cream eye liner a-capella

Jednym z produktów, które Was najbardziej zainteresowały w poście z marcowymi zakupami był liner z Zoeva Cream eye liner w kolorze białym, czyli a-capella i to o nim dziś będzie kilka słów, chociaż zdjęcia mówią same za siebie ;)


Opakowanie klasyczne, porządne, szklane i przyjemnie ciężkie. Dostępność w Polsce marna, bo tylko przez internet, a i tam trudno go spotkać (na pewno mają go w ofercie sklepy Minti i LadyMakeup, ale więcej nie znalazłam), a cena to około 25zł za 3,5ml.


Liner, zgodnie z tym co napisano na opakowaniu, jest kremowy, w żadnym wypadku nie żelowy. Moim zdaniem konsystencja jest dokładnie taka, jak korektorów w kremie (a żeby to sprawdzić wpakowałam w niego palec i mimo wytarcia mam całą białą klawiaturę :D) 
Kolor to czysta biała biel, po prostu.


Używałam go oczywiście do kreski na górnej powiece, bo w tym właśnie celu go kupiłam. Niby jest ok, ale trzeba się dużo napracować*, żeby wyszło coś sensownego. Próbowałam go także na dolną linię wodną i również nie było kolorowo, bo w obu przypadkach miałam spory problem nałożyć go równą warstwą*.

Dolne zdjęcia są zrobione gdy moja cera szalała i nic nie wyglądało dobrze....
Jednak już jest ok, a liner nadal daje taki sam efekt ;)

Efekty... Bardzo ciężko rysuje mi się nim równą kreskę na górnej powiece, natomiast na linii wodnej jest bardzo, ale to bardzo nienaturalny. Na dolnym zdjęciu po lewej stronie, nałożony jest porządną warstwą, a efekt jest po prostu fatalny - kreska się odcina i zwraca na siebie całą uwagę. Lepiej jest go rozetrzeć, tak jak na zdjęciu po prawej. Wtedy efekt jest o wiele bardziej subtelny, ale nadal biały, więc znacznie mniej naturalny niż przy cielistej kredce, którą zdecydowanie polecam w tym celu.
Trwałość ok, ale nic nie urywa ;) Na linii wodnej zostaje do demakijażu, chociaż lekko przetarty.

Gdy już włożyłam palucha w opakowanie, to wytarłam / roztarłam go na ręce i efekt był na tyle ciekawy, że spróbowałam go tak użyć na oku.


Przyznam, że efekt mi się podoba, chociaż jest dyskusyjny. Liner jest 100% matowy więc na powiece wygląda dosyć specyficznie. Aplikacja banalna, ale roztarcie już mniej. Nieźle sprawdza się solo, ale wypróbowałam go także jako bazę pod cienie sypkie. Z jednej strony świetnie podbija kolor cieni i utrwala, ale roztarcie ich jest praktycznie niemożliwe.

* czytałam o nim wiele dobrego i efekty u innych dziewczyn były o wiele lepsze, ale w miarę szybko okazało się w czym problem, a widać to na zdjęciu poniżej


Pęknięcie pojawiło się po około 2 tygodniach od otwarcia, czyli bardzo słabo. Jeżeli kupuję liner za ponad 20zł, to nie oczekuję od niego cudów, ale na pewno czegoś więcej niż wysychania w tak krótkim czasie i związanych z tym problemów z aplikacją. Oczywiście zamierzam go podratować Duraline, ale na początku byłam bardzo zawiedziona. Na linię wodną sprawdza się średnio, a kreskę bardzo trudno się rysuje. Sytuację ratuje efekt na całej powiece, ale przecież nie po to kupiłam eye liner.

Na koniec porównanie z cielistą kredką z Max Factor oraz cieniem w kremie Painterly od MAC, który również zdarza mi się nakładać na linię wodną.

Nawet tutaj widać, że miałam problem narysować porządną kreskę linerem Zoeva :/
Dodam jeszcze, że po dodaniu Duraline jego użyteczność znacznie wzrosła, chociaż łatwy w obsłudze nie jest. Obecnie najczęściej używam go na linię wodną, ale przy pomocy palca i z dużym roztarciem. Efekt jest specyficzny, zupełnie inny niż przy cielistych kolorach, ale mnie się podoba przy delikatnych makijażach :)

Co o nim myślicie? Kto już miał i jak się u Was sprawdził?

wtorek, 22 kwietnia 2014

Wyniki rozdania

Tym razem na szybko, bez futrzastych pomocników ze względu na brak czasu... Wszystkie nicki wpisałam do Excela, wymieszałam (co nie było takie proste...), a Mężczyzna wybrał liczbę od 1 do 161. 

 

Padło na numer 44 (ktoś tu chyba słuchał Kalibra ;)) pod którym ukryła się 
Blonde Chemist

Angelice serdecznie gratuluję, a wszystkim dziękuję za udział :) Zaraz napiszę do Ciebie maila z informacją.

Teraz idę paść do łóżka po 13to godzinnej podróży do Niemiec :/ 

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Już za kilka dni... ;)

Jak tam Wasze Święta? Moje upłynęły między innymi na pakowaniu... Już jutro, a w zasadzie za kilka godzin, jadę do Niemiec, ale tylko na dwa tygodnie... a potem?


Kierunek Francja, a konkretnie La Ciotat, czyli Lazurowe Wybrzeże :) 
Spędzę tam około 2 miesięcy w poniższym hotelu. Już nie mogę się doczekać!!


Wyniki rozdania postaram się wrzucić już jutro, jeśli będę w miarę żywa po dojechaniu na miejsce ;) Natomiast akcja wysłania paczki jest w pełni zorganizowana i na pewno nie będzie żadnych opóźnień :)

sobota, 19 kwietnia 2014

Ideał? sypki puder CC od MAC

Tak jak tytule - dziś obiecana notka o moim najnowszym odkryciu, miłości od pierwszego użycia i prawdopodobnie ideale, czyli sypkim pudrze Prep + Prime CC Colour Correcting Loose od MAC w wersji Neutralize


Puder ma piękne błyszczące opakowanie zewnętrzne, oraz identyczną nakrętkę.



Pudełeczko jest stosunkowo nieduże, o średnicy porównywalnej do standardowych róży MAC, a mieści w sobie 9g produktu wg opakowania, a 8 wg strony Douglasa Hmm ;) Cena 100zł.


Zdecydowałam się na wersję sypką, bo po zmacaniu tej oraz kompaktowej miałam wrażenie, że prasowany puder jest mniej miałki i delikatny i bardziej odznaczał się na dłoni.

Na początek wielki minus za opakowanie. Dziurki zabezpieczone są tylko naklejką, więc po jej zerwaniu puder nadaje się wyłącznie do delikatnego użycia w domu lub musimy dokupić gąbkę / puszek dla zabezpieczenia.


Dalej jest już lepiej. Nałożony w dużej ilości daje żółty kolor, który po roztarciu znika. 
Nakładam go na całą twarz zamiast zwykłego pudru i nie mogę się oderwać od lustra ;) Niesamowicie podoba mi się efekt, jaki daje. Cera jest delikatna w dotyku, zmatowiona, ale naturalnie, jakby ożywiona i w ogóle taka łał ;) Jestem zachwycona efektem, który w dodatku jest równie wspaniały z każdym podkładem, z jakim go używałam.


To jest jednak nic. Nie jest to puder utrwalający ani przedłużający trwałość makijażu, a w tej roli spisuje się u mnie lepiej niż jakikolwiek produkt który wcześniej używałam. Wróciłam do domu po 6 godzinach od nałożenia podkładu i pudru i zrobiłam poniższe zdjęcia. Tamten dzień był w dodatku testem dla podkładu Double Wear, z którym w praktycznie takim samym stanie wytrzymał do demakijażu, czyli ponad 12h!!

Moje oczy są tak wrażliwe na światło, że do zdjęć nie mogłam ich otworzyć bez zmarszczenia całego czoła ;)


Jestem zachwycona efektem jaki dzięki niemu uzyskałam i mocno się zastanawiam nad przygarnięciem kolejnej wersji, chociaż nie wiem, czy będę równie zachwycona i czy będzie między nimi jakaś różnica w efekcie. Wiecie coś na ten temat?

Macie produkty z linii CC od MAC? Jak wrażenia?
A tymczasem życzę Wam zdrowych, wesołych Świąt!

piątek, 18 kwietnia 2014

Trzy miejsca warte polecenia

Miał być post o idealnym pudrze i będzie, ale najpierw coś z ostatniej chwili, czym muszę się z Wami podzielić ;) W takich chwilach cieszę się najbardziej, że prowadzę bloga i mogę się wygadać ;)


1. Minti Shop
Tego sklepu nie muszę przedstawiać chyba nikomu. Niedawno zrobiłam u Nich pierwsze (spore jak na mnie) zamówienie i wprost nie mogłam się doczekać kuriera (a ten był pierwszy dzień w pracy i przyjechał przed 19 więc trochę się naczekałam ;)). Mogłabym napisać, że mają super kontakt z klientem, świetny asortyment i oczywiście cudowne standardy pakowania, ale to nie wszystko. Zamówiłam między innymi paletę  MUA, z której jeden cień totalnie się rozkruszył podczas transportu. 



Napisałam do Minti w sumie bez przekonania, bardziej z ciekawości, a po wymianie maili, dostałam informację, że wyślą mi nowy produkt. Moje zamówienie doszło w poniedziałek, a nowa paleta była u mnie już w środę. 
Jestem pod wielkim wrażeniem i gorąco polecam ten sklep wszystkim, którzy jeszcze się nie zdecydowali na zamówienie :) Zwłaszcza, że mają nowy róż od W7 ;)

2. Mydlarnia u Franciszka w M1 Czeladź

Przy okazji wizyty w Douglasie zajrzałam do nowo otwartej Mydlarni u Franciszka w centrum handlowym w Czeladzi. Początkowo chciałam tylko pooglądać, ale po niesamowicie miłej rozmowie z Panią, która dziś tam sprzedawała wyszłam z mydełkiem Aleppo oraz balsamem o wspaniałym pomarańczowym zapachu. I jeszcze garścią gazetek i ulotek ;)


Zdecydowanie mogę polecić to miejsce, nawet nie ze względu na sam asortyment, który jest oczywiście wspaniały, ale przede wszystkim ze względu na obsługę. Pani była uprzejma, radosna, bardzo pomocna i pozytywnie bezpośrednia. Już dawno (o ile w ogóle kiedykolwiek) nie spotkałam tak miłego Sprzedawcy. Nieważne, czy mydło się sprawdzi, bo wiele radości dał mi sam zakup :)

3. Zestaw Estee Lauder w Douglas

Podobno co roku marka Estee Lauder wypuszcza zestaw miniatur ich kremu pod oczy z nowej linii oraz korektora. Ja trafiłam na niego po raz pierwszy, więc szybko dzielę się informacją z Wami, bo to bardzo ciekawa propozycja. W tej edycji znajdziemy korektor Double Wear w odcieniu 02 o pojemności 1,9ml oraz krem pod oczy Revitalizing Supreme o pojemności 5ml.


Zestaw kosztuje 39zł i dla mnie jest idealny zarówno do przetestowania produktów jak i na wszelkie wyjazdy. Całość zajmuje mało miejsca, a produkty są bardzo wydajne. Po krótkich testach korektor zrobił na mnie ogromne wrażenie i moim zdaniem jest dla mnie idealny. Jest bardzo lekki, delikatny, a do tego nieźle kryje. Pod oczami wygląda przede wszystkim bardzo naturalnie, a do tego robi, co ma robić :) Prawdę mówiąc polubiłam się też z podkładem z tej linii, ale o tym innym razem ;)

Miałyście już kontakt z moimi propozycjami, jakie jest Wasze zdanie?

środa, 16 kwietnia 2014

Test - Lancome Teint Idole Ultra 24h 01 Beige Albatre

Sporo się zastanawiałam, czy publikować post o podkładzie, którego miałam tylko próbkę. Z jednej strony nie widzę większego sensu, ale z drugiej moje emocje były tak silne, że musiałam się z kimś podzielić wrażeniami ;) Oczywiście padło na Was, bo a nuż komuś się kiedyś przyda dodatkowa opinia na ten temat.
Na wstępie zaznaczam, że miałam tylko małą odlewkę produktu z Sephory, która wystarczyła mi na dwa skromne użycia, zatem nie jest to żadna recenzja, a jedynie wyniki porządnego testowania. 
Obiektem testów był lekki podkład Lancome Teint Idole Ultra 24h w najjaśniejszym kolorze z Sephory, czyli 01 Beige Albatre.

Obiekt testów, zdjęcie ze strony Douglas.de
Podkład jest rzeczywiście bardzo lekki i delikatny, ale dla mnie to jedyna zaleta.
Po pierwsze testowałam najjaśniejszy kolor, a moja cera nie jest bardzo jasna  najczęściej kupuję drugi odcień podkładów z dostępnych gam kolorystycznych, a mimo to podkład jest za ciemny. Z tego co wiem, to dostępne są jaśniejsze kolory, ale nie w Polsce.

Moja dłoń załapała w tym roku już trochę słońca i nie jest szczególnie blada, a on i tak nieźle się odcina
Pierwszy raz nałożyłam go na twarz palcami i przypudrowałam tylko jedną stronę. Już po nałożeniu podkład zostawia bardzo mokre wykończenie, a po przypudrowaniu nadal przebija całkiem naturalny blask. Nieprzypudrowana strona dobrze wyglądała do godziny (mnie taki efekt nie przekonuje, jest zbyt świetliście), natomiast przypudrowana nadawała się do zmycia po trzech godzinach mimo wcześniejszej poprawki... Zapomniałam zgrać odpowiedniego zdjęcia. Jeśli ktoś bardzo chce zobaczyć to dorzucę ;) Krycie po nałożeniu palcami było zerowe. Najpierw nałożyłam go tylko na pół twarzy i różnica z drugą połową była nieznaczna - tylko w odcieniu skóry.


Przy drugim podejściu nałożyłam podkład Beauty Blenderem. Krycie było odrobinę lepsze, chociaż bez korektora nie dało rady. Po nałożeniu podkładu osuszyłam twarz bibułką i dopiero nałożyłam puder (swoją drogą doskonały produkt, o którym będzie jutro), co dało przepiękny efekt. Równy kolor, satynowe wykończenie, zmiękczone rysy. Dla mnie wow. Taki efekt utrzymał się jednak tylko do godziny. Po 2 już się świeciłam w strefie T, a po 5 błysk był porządny i bardzo nieestetyczny. Poza tym całość zaczęła nierówno schodzić i rozsypało się konturowanie...

Po 5h nie mam podkładu w okolicach nosa, mocno się błyszczę, a na policzku są plamy zamiast bronzera

Podsumowując:
- najjaśniejszy kolor jest ciemny
- krycie przy nałożeniu palcami zerowe,
- a po użyciu BB bardzo słabe
- nie wyrównał mi nawet koloru cery
- muszę użyć bibułki matującej zaraz po aplikacji
- dobrze utrwalony nie wytrzymuje nawet 5h
- intensywny zapach

+ na plus jest fantastyczny efekt, który uzyskałam po nałożeniu korektora, aplikacji podkładu jajkiem BB, użyciu bibułki i wykończeniu dobrym pudrem (to jego zasługa ;))

Jego cena to około 170zł za 30ml i mimo wielkich nadziei z pewnością go nie kupię.

Co myślicie o takich postach z jednorazowym testem produktu? 
A może ktoś go używa i może podzielić się opinią?