wtorek, 30 września 2014

Złoty cień w kremie p2 Forever Intense

Kremowe cienie do powiek są dla mnie podstawą w makijażu oka, przez co już dawno zrezygnowałam z klasycznych baz. Na początku lata oszalałam na punkcie mocno, ale subtelnie rozświetlonej złotej powieki, co przez przypadek doprowadziło mnie do szafy p2, od której odeszłam z pięknym złotym cieniem, o którym jest dzisiejszy post. 


Pełna nazwa produktu to p2 Forever Intense Eye Shadow Cream w kolorze 040 just me.
W ofercie marki dostępne jest jeszcze pięć innych kolorów, które możecie zobaczyć tutaj. Cena jednego cienia to około 2-3€ za 4ml.


Opakowanie jest ciężkie, szklane, z nakrętką w kolorze odpowiadającym zawartości słoiczka, wewnątrz którego znajduje się jeszcze plastikowa osłonka. Estetyka i wygoda na plus, na minus waga, jeśli chcemy z nim podróżować. Zwłaszcza, jeśli poza nim zabieramy ze sobą jeszcze 7 innych podobnych cieni...


Wszystkie kolory z serii Forever Intense są mocno błyszczące i po roztarciu półtransparentne. Kolor 040 to jasne żółte złoto, które dodatkowo delikatnie opalizuje na pastelowo żółty kolor. Niestety ten efekt jest najlepiej widoczny tylko przy grubej warstwie produktu i ginie przy roztarciu. Po mocnym roztarciu zostaje na skórze efekt subtelnego rozświetlenia, z kolorem widocznym tylko w odpowiednim świetle.


Trwałość produktu solo jest bardzo dobra, co w praktyce oznacza ponad 4h w nienaruszonym stanie na moich trudnych powiekach. W roli bazy pod cienie sprawdza się oczywiście lepiej i spokojnie wytrzymuje ponad 10h. Przez długi czas moim ulubionym zestawem był ten cień z rozświetlaczem Mary Lou z TheBalm. A jeśli już o rozświetlaczach mowa, to i w tej roli produkt p2 sprawdza się świetnie. Nie zostawia widocznych drobinek, a efekt po dobrym roztarciu przypomina matowo - satynową taflę, czyli widać rozświetlenie, a nie sam produkt. 
Prezentacji na oku nie będzie, bo za nic nie mogłam uchwycić efektu jaki daje w rzeczywistości.

Cień p2 040 just me solo i porównany z On and on bronze od Maybelline

W porównaniu z cieniami Maybelline produkt p2 wypada bardzo podobnie, a nawet korzystniej. Konsystencja jest łatwiejsza w obsłudze i trochę przypomina mocno zbite masło do ciała. Do tego cień wolniej zastyga, przez co można go bez problemu rozcierać i dokładać kolejne warstwy. Współpraca z innymi produktami jest równie dobra jak w przypadku CT, natomiast trwałość trochę gorsza tylko w wersji solo.

Ocena 4+/5, za kolor ginący przy rozcieraniu

Używacie kremowych cieni do powiek? Jakie są Wasze ulubione?

niedziela, 28 września 2014

Lip Product Addict TAG

Hej! 
Co powiecie na coś lekkiego? 
Od jakiegoś czasu chętnie śledzę odpowiedzi na TAG Lip Product Addict, więc sama także zdecydowałam się go zrobić, zwłaszcza, że w ostatnim czasie moja miłość do produktów do ust nadal rośnie.


1. Ulubiony balsam/pomadka ochronna do ust
Carmex! Od bardzo dawna niezmiennie Carmex, ale wyłącznie wersje w sztyfcie i słoiczku, tubka jest dla mnie totalną porażką. W moim prywatnym rankingu kolejne miejsca zajmują balsam od Nuxe oraz masełko Nivea, jednak żadne z nich nie jest w stanie zastąpić mojego ulubieńca.


2. Najbardziej przykuwająca uwagę czerwień
Wydaje mi się, każda czerwień przykuwa uwagę, dlatego też pokażę Wam moich ulubieńców w tym temacie, którymi są: szminka MAC Viva Glam Rihanna oraz konturówka do ust Golden Rose w kolorze 513. Obie idealnie do mnie pasują i są bardzo trwałe, dzięki czemu mając je na ustach czuję się bardzo dobrze i pewnie siebie przez długi czas. Niestety kredka trochę przesusza usta, ale rekompensuje to cena poniżej 10zł ;)



3. Najlepszy luksusowy i drogeryjny produkt do ust
Tych pierwszych jest u mnie niewiele, ale gdybym miała wybrać jeden, to na pewno byłby to produkt YSL Baby Doll Kiss & Blush, najlepiej w kolorze 8. Uniwersalny produkt do ust i policzków, w pięknym naturalnym kolorze i ślicznym opakowaniu. Natomiast w kategorii typowo drogeryjnej (Rossmanny etc.) wybrałam pomadkę Maybelline w kolorze 250 Mystic Mauve, którą ostatnio odkrywam na nowo. Kolor jest spokojny, ale nieoczywisty i doskonale pasuje do praktycznie każdego makijażu.


4. Najlepsza pomadka MAC
Pomadkę MAC mam na chwilę obecną tylko jedną, ale jest to absolutnie mój hit jesieni, o którym wspominałam już wyżej, czyli Viva Glam Rihanna.



5. Najbardziej rozczarowująca pomadka
W tym przypadku miałam spory problem i tak po chwili zastanowienia wybór padł na pomadki Maybelline Color Whisper, moje w kolorach 130 i 220. Z jednej strony bardzo je lubię za ładne i delikatne kolory, efekt i bardzo prostą aplikację, ale z drugiej wysuszają mi usta, za co wielki minus, zwłaszcza biorąc pod uwagę inne opinie w sieci.



6. Konturówka tak czy nie?
Zależy ;) Zwykle wybieram trwałe, kremowe, mocno napigmentowane pomadki o wykończeniu co najmniej satynowym, w kierunku matu, do których konturówka jest mi zwyczajnie niepotrzebna. Mam jednak kilka trudniejszych w obsłudze szminek, przy których bez konturówki się nie obędzie. Jeżeli już na jakąś się decyduje to są to produkty GR, Essence lub p2. W planach mam jeszcze jedną bezbarwną, ale to kiedyś ;)


7. Ulubiony błyszczyk
Robiąc porządki w produktach do ust planowałam zrobić osobny koszyczek na błyszczyki, ale okazało się, że mam ich tylko 5 sztuk, chociaż kiedyś mój makijaż ust opierał się wyłącznie na błyszczykach... jak to możliwe? nie wiem, ale wcale mi to nie przeszkadza, bo w sumie to ich nie lubię ;)
Ulubieniec? Zdecydowanie Clarins Instant Light Natural Lip Perfector w kolorze 04. Daje bardzo delikatny kolor, ładną taflę i jest niesamowicie trwały. Nigdy nie sądziłam, że błyszczyk może przetrwać na ustach kilka godzin, a ten nie ma z tym najmniejszego problemu.



8. Coś ekstra
W tym miejscu nie mogę nie wspomnieć o moich absolutnie ulubionych szminkach Golden Rose Velvet Matte, które mają piękne kolory, świetne wykończenie i pigmentację oraz utrzymują się na moich ustach kilka ładnych godzin bez śladu przesuszenia. Ulubione kolory to 04, 11 i ostatnio 14. Drugi produkt to szminki w kredce od p2, które często pojawiają się w edycjach limitowanych i bardzo przypominają mi produkt od GR, chociaż są trochę lżejsze, ale też trudno dostępne i mają dużo mniejszy wybór kolorów. 


Na koniec próbki kolorów wszystkich bohaterów posta.


1. MAC Viva Glam Rihanna frost
2. Golden Rose Dream Lips Liner 513
3. YSL Baby Doll Kiss & Blush nr 8
4. Maybelline Color Sensational 250 Mystic Mauve
5. Maybelline Color Whisper 130 Pink Possibilities
6. Maybelline Color Whisper 220 Lust for blush
7. Clarins Instant Light Natural Lip Perfector 04
8. p2 100% red! (EL) 040 intensive pink
9. Golden Rose Velvet Matte 11
10. Golden Rose Velvet Matte 04
11. Golden Rose Velvet Matte 14
 
A jakie produkty do ust Wy lubicie najbardziej? 
Pochwalcie się też w komentarzach jeśli same robiłyście ten tag, chętnie poczytam Wasze odpowiedzi :)

niedziela, 21 września 2014

Makeup Revolution Flawless

Witam Was po długiej przerwie!

Pierwszy post z Polski nie mógł dotyczyć niczego innego, jak palety cieni do powiek marki Makeup Revolution, która czekała na mnie w domu od prawie miesiąca.


Marka budzi ogromne zainteresowanie odkąd tylko weszła na rynek, więc i ja szybko skusiłam się na jeden z zachwalanych produktów. Od początku interesowały mnie głównie cienie do powiek i długo nie mogłam się zdecydować które wybrać, bo wiele palet się do mnie uśmiechało. Po porządnym przemyśleniu tematu i zapoznaniem się z wszelkimi zdjęciami w sieci wybór padł na dużą paletę Flawless.
Aktualnie można ją dostać w większości drogerii internetowych w cenie 40zł.


Z kwestii technicznych: paleta przychodzi zapakowana w błyszczący, lustrzany kartonik, wewnątrz którego znajdziemy sporych rozmiarów czarną kasetkę z cieniami. Plastik jest niezłej jakości, dość twardy, ale w ogóle nie odporny na zarysowania. Największym minusem opakowania jest jednak zamykanie. Z jednej strony świetne trzyma i nie ma możliwości, żeby paleta otworzyła się przez przypadek, ale z drugiej otwarcie jej to niejednokrotnie kilkuminutowa walka z ofiarami w postaci paznokci...

Przyznaję, że nie wytrzymałam i niektóre cienie zmacałam przed zdjęciami ;)

Wewnątrz jest już lepiej. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się komplet 32 cieni do powiek wielkości monety 5gr oraz ogromne lusterko, za które wielki plus dla producenta. Kolejny plus za brak bezużytecznego pędzelka ;)


Najważniejsze są jednak same cienie, a tu jest niestety różnie. Konsystencja (większości z nich) jest rzeczywiście kremowa i bardzo przyjemna w dotyku, a do tego łatwo nabiera się na pędzel i rozprowadza na powiece. Gorzej jest oczywiście z matami, ale nadal ok. Niektóre bardziej suche kolory (głównie maty) trochę się osypują, ale wystarczy strzepnąć nadmiar produktu z pędzla przed aplikacją i problem znika. 


Pigmentacja (ponownie w przypadku większości cieni) jest dobra, ale nie powala. Wiele słyszałam o świetnej konsystencji i właśnie pigmentacji, ale niestety nie mogę się z tym zgodzić. Jasne maty są raczej średnio kryjące, a niektóre z pozostałych odcieni nie dają praktycznie żadnego koloru, chociaż w opakowaniu wydają się zdecydowanie intensywne. Sama zawsze stosuję je na bazę, ale mimo to oczekiwałabym jednak więcej. Muszę jednak przyznać, że nie miałam najmniejszych problemów przy łączeniu i rozcieraniu poszczególnych kolorów.

Na ręce co drugi cień bez bazy zaczynając od pierwszego w pierwszym i trzecim rzędzie oraz drugiego w rzędach drugim i czwartym

Ogólnie kolorystyka palety jest jej wielką zaletą. Można przy jej pomocy wykonać zarówno lekkie makijaże dzienne, jak i coś mocniejszego na wieczór. W dodatku praktycznie wszystkie cienie świetnie do siebie pasują. Bardzo fajne jest również to, że w Flawless znajdziemy zarówno 6 cieni matowych, jak i kolory perłowe, z brokatem czy satynowe oraz piękne rozświetlające duochromy. Niestety niektóre cienie w opakowaniu wyglądają trochę inaczej, niż po roztarciu na powiece i tak rozcierając cienie satynowym beżem uzyskałam efekt mocnego rozświetlenia w zimnej tonacji, co wyglądało dość tandetnie ;)

W mocnym sztucznym oświetleniu trochę zginęły kolory, ale kiedyś jeszcze pokażę na blogu na co je stać ;)

Największą wadą palety jest moim zdaniem duże zróżnicowanie w jakości poszczególnych cieni. Trzeba ją naprawdę dobrze poznać, żeby móc nią wykonać szybki makijaż, który będzie wyglądał tak, jak tego chcemy. Niejednokrotnie zdarza mi się włożyć pędzel w ciemny brąz, który na powiece daje wyłącznie rozświetlenie. Poza tym jestem z niej bardzo zadowolona i chętnie po nią sięgam, chociaż (prawdopodobnie) nie kupię pozostałych palet, które mnie wcześniej interesowały. Jak dla mnie to szału nie ma, ale jakość jest naprawdę dobra, zwłaszcza w tej cenie. Uważam też, że Flawless będzie idealną paletą dla osób początkujących oraz takich, które lubią klasyczny, neutralny makijaż oka, często z mocniejszym akcentem.

Po poście z paletą Naked 3 wiem, że wiele z Was już ma palety Iconic 3, dlatego koniecznie napiszcie jakie jest Wasze zdanie na temat cieni oraz innych produktów Makeup Revolution! :)

czwartek, 11 września 2014

To już jest koniec...

Nie mogę w to uwierzyć, ale moje najlepsze i najdłuższe wakacje ever właśnie się kończą. Zaraz mam lot powrotny do Polski, walizki już spakowane, a pokój wydaje się taki pusty. Po tym czasie trudno mi uwierzyć, że tym razem wyjeżdżam na stałe, a nie tylko na tydzień ;) a ten czas, to w sumie pół roku spędzone na zmianę w Niemczech i Francji... 

Jeden z bardzo nielicznych pochmurnych dni

Muszę przyznać, że wrzesień na Lazurowym Wybrzeżu był najprzyjemniejszy. Skończyły się wakacje i większość turystów wyjechała, a temperatury w ciągu dnia nadal sięgały 30 stopni. Umilkły też cykad, których powoli zaczynało mi brakować ;) natomiast basen w ciągu tygodnia był idealnie pusty.

Uwielbiam tą ciszę i spokój

To czego będzie mi brakowało najbardziej, to morze. Okay... jeszcze pogoda ;) Plaża w odległości 200m to coś niesamowitego, zwłaszcza gdy woda jest zawsze ciepła i idealnie czysta. 

Moja trasa do biegania, nocą, przy pełni albo z widoczną Drogą Mleczną jest tam jeszcze lepiej

Poza tym będzie mi brakować świeżych owoców morza, których praktycznie nie można dostać w Polsce, tutejszej Sephory i aptek ale też spokoju i takiego zwolnienia. No i jest jeszcze kot! Zaczęło się od jednego, który wpadał na mleko, a skończyło na nowym współlokatorze, jego kuwecie i kocim jedzeniu :D

Świrus xD
Ostatnie dwa dni dotyczyły głównie pakowania. Teoretycznie dwa bagaże na jedną osobę to aż nadmiar, ale w praktyce wcale nie było prosto, bo większość moich rzeczy to kosmetyki i inne masywne przedmioty, jak wino a właściwie wina ;) 

Tak wyglądała większość kosmetyczki ;)
Zdjęcie z HTC

Natomiast ostatnie dwa tygodnie były zdecydowanie najlepsze. Czując presję czasu wykorzystałam go o wiele lepiej niż wcześniej ;) Poza tym mniejsza ilość turystów zdecydowanie sprzyjała zwiedzaniu czy plażowaniu. Nie mogło się też obejść bez sushi, za którym ostatnio szaleję... Tym razem porcja pożegnalna ;)

a ja i tak najbardziej lubię basic maki :D
Na koniec jeszcze prawdopodobnie ostatni w tym roku makijaż letni. Trudno mi uwierzyć, że filtry i podkłady SPF50 muszą poczekać na kolejny rok...

Koniecznie z miną :D
No nic... Lecę spakować bagaż podręczny i laptopa chlip, a kolejny post będzie już z Polski. Prawdopodobnie jednak pojawi się najwcześniej w przyszłym tygodniu, ale postaram się zebrać wszystkie co ciekawsze zakupy i zrobić mały wakacyjny haul. 
Zdecydowanie wolałabym się pakować teraz na plażę ;)

 

Miłego i ciepłego weekendu Wam życzę :)

piątek, 5 września 2014

Hit sierpnia - Shiseido UV Protective Liquid Foundation SPF30

W najbliższym czasie postów z comiesięcznymi ulubieńcami nie będzie. Uznałam, że zamiast pokazywać Wam, często nie pierwszy raz, wiele kosmetyków wybiorę jeden, lub kilka, które w danym miesiącu mnie zachwyciły lub rozczarowały. Będzie to jednocześnie hit danego miesiąca dla mnie oraz produkt wart uwagi dla Was, przede wszystkim taki, którego jeszcze nie prezentowałam.
Na początek mój najnowszy mega hit, który odkryłam dopiero w sierpniu, ale na pewno będę do niego wracać również później, zwłaszcza w przyszłe lato. 



Mowa o jednym z bestsellerów marki Shisheido, jakim jest podkład  UV Protective Liquid Foundation z filtrem SPF30. Mój jest w średnim żółtym odcieniu Medium Ivory SP40.
Dostać go można głównie w perfumeriach, na pewno w Douglasie, gdzie kosztuje 145zł za buteleczkę 30ml.
 

Na początek opis producenta ze strony Douglas.pl:

Podkład w płynie, który chroni skórę przed uszkodzeniami wywołanymi negatywnym działaniem czynników zewnętrznych, takich jak promienie UV, przesuszenie. Wyjątkowo trwała formuła, odporna na wodę, pot oraz sebum zapewnia długotrwałe wykończenie makijażu, a jednocześnie troszczy się o zdrowie i piękny wygląd skóry w przyszłości.
Lekka i świeża konsystencja podkładu lekko rozprowadza się na skórze i zapewnia naturalny, świetlisty efekt wykończenia.


Podkład zapakowany jest w kartonowe pudełeczko, w którym poza malutką niebieską buteleczką z produktem, znajdziemy też bardzo długą ulotkę oraz małe pudełeczko z gąbką do nakładania podkładu. Niestety zdjęcie mi wcięło :/ Buteleczka jest bardzo praktyczna i poręczna, ale niezbyt urokliwa ;) Wewnątrz niej znajduje się metalowa kulka, która pomaga wymieszać podkład przed aplikacją oraz zatyka otwór, dzięki czemu produkt wypływa tylko wtedy, gdy ściśniemy opakowanie. 


Podkład jest praktycznie idealny. Konsystencja jest lekka, wodnista i bardzo lejąca, a do tego zastyga chwilę po aplikacji, czyli wszystko dokładnie tak, jak lubię. Wybór odcieni jest niewielki, ale te są bardzo przemyślane i moim zdaniem uniwersalne. Do wyboru mamy dwie gamy kolorystyczne - beżową, dla ziemnych karnacji oraz żółtą, idealną dla ciepłych. Mój kolor jest średnio jasny, ma delikatne żółte tony i świetnie się sprawdzi na cerach jasnych / średnich oraz bardzo jasnych lekko opalonych.
Aplikacja jest niesamowicie szybka i przyjemna. Podkład doskonale nakłada się zarówno palcami jak i zwilżonym pędzlem. Moim zdaniem jest jednak zbyt wodnisty dla Beauty Blendera, który pochłania bardzo dużą ilość produktu, a efekt po jego użyciu wyjątkowo niczym się nie różni od innych sposobów rozcierania. Z tego względu gąbeczka dołączona do produktu jest raczej bezużyteczna, ale to tylko moje zdanie ;) Chwilę po aplikacji podkład zastyga i jest praktycznie nie do ruszenia, za to możemy z powodzeniem nałożyć drugą warstwę, o ile taką potrzebujemy. 

Shiseido UV Protective Liquid Foundation SPF30 odcień SP40 Medium Ivory

Efekt na twarzy jest niesamowity. Podkład nakłada się bardzo cienką warstwą, która na cerze wygląda nieprawdopodobnie wręcz naturalnie, zapewniając przy tym niezłe krycie i lekki, niepłaski mat z suchym wykończeniem. W moim przypadku świetnie się też stapia z cerą i kolorem szyi, dzięki czemu całość wygląda tak, jakbym miała gołą twarz, a nie dość mocny podkład. Mało tego, naturalny efekt utrzymuje się też po dołożeniu kolejnej warstwy produktu na miejsca, które tego potrzebują, dzięki czemu korektor używam już tylko pod oczy.
Kolejnym wielkim plusem produktu Shiseido jest jego trwałość. Moja cera jest mieszana i skłonna do przetłuszczania w strefie T zwłaszcza latem, a mimo to wytrzymuje on u mnie co najmniej pół dnia, w dodatku bez pudru poza miejscami z korektorem, które błyszczą się szybciej niż reszta twarzy. Producent świetnie się też wywiązał z obietnicy wodoodporności. Wielokrotnie testowałam go w basenie czy morzu i wszystko jest w porządku, jeśli po wyjściu z wody odcisnę, a nie zetrę wilgoć z twarzy ręcznikiem.

Shiseido UV Protective Liquid Foundation SPF30 na twarzy sam i cały makijaż

Niestety suche wykończenie i kompatybilność z tłustymi cerami sprawiają, że podkład może odrobinę wysuszać skórę. W moim przypadku wystarczy, że nałożę pod niego lekki krem nawilżający, ale nie sądzę, żeby sprawdził się przy cerach suchych i wrażliwych. Kolejnym małym minusem jest lekkie podkreślanie suchych skórek, ale te znów nie często zdarzają się na cerach, które potrzebują tak trwałego podkładu. Poza tym jest bezzapachowy, w ogóle mnie nie zapchał i bez problemu daje się zmyć olejkiem lub dwufazówką oraz dobrym micelem. 

I can be your... noo ;)
Podsumowując dla mnie jest to podkład idealny. Bardzo lekki, super trwały, z wysokim filtrem, dobrze kryjący i przede wszystkim naturalnie wyglądający. Jedynym sensowym minusem w jego przypadku może być cena, ale uważam, że dobry podkład jest podstawą i zawsze można poczekać na jakąś promocję, a sam produkt jest też bardzo wydajny.

Napiszcie proszę w komentarzach, czy go używałyście i jakie jest Wasze zdanie i / lub jaki podkład jest Waszym numerem jeden na lato :)

Jakiś czas temu, jeszcze przed wakacjami, pisałam o innym bestsellerze marki Shiseido, czyli podkładzie w kamieniu z linii Pureness, który miał być właśnie moim hitem na lato, a okazał się mniej niż średni. Post na jego temat znajdziecie tutaj. Obecnie nieźle się sprawdza do nadania odrobiny koloru na krem z filtrem, na przykład na plażę, ale poza tym nadal nie jestem z niego zadowolona :/

wtorek, 2 września 2014

Urban Decay Naked 3

Skończył się kolejny miesiąc, a ja jeszcze nie pokazałam Wam bliżej wszystkich ulubieńców z poprzedniego, dlatego też nadrabiam, zaczynając od cieszącej się dużym zainteresowaniem palety Urban Decay. 

O ile poprzednie palety Naked nie kusiły mnie w ogóle, tak do trójki wzdychałam odkąd tylko weszła na rynek. Obecnie mam ją już ponad dwa miesiące i w tym czasie używałam jej prawie codziennie, więc myślę, że to dobry czas na małe podsumowanie.


Sama paleta jest dobrze wykonana, ma ładne i poręczne opakowanie z dużym lusterkiem, które zamyka się na dwa klik'acze. Do zestawu dołączony jest dwustronny pędzelek, który jest niezły i dobrze się sprawdza w sytuacjach awaryjnych, gdy na przykład odwlekam pranie, ale poza tym nie ma to jak Zoeva ;)
Dodatkowo razem z paleta otrzymujemy zestaw czterech próbek baz pod cienie, których jeszcze nie miałam okazji wypróbować.


Same cienie są piękne. Całość jest utrzymana w naturalnych odcieniach brudnego różu z brązem. Świetnie nadają się do delikatnych makijaży dziennych, ale bez problemu stworzymy nią też nawet bardzo mocny makijaż wieczorowy. Ogólnie kolory są dobrze napigmentowane i na powiece wyglądają tak samo jak w palecie. Za wyjątkiem cienia Dust, który znacznie traci swój urok i po nałożeniu na powiekę pozostawia tylko nierównomierne rozświetlenie z widocznymi drobinkami. Niestety daleko mu do porządnej tafli.


Podczas aplikacji raczej nie mam problemu z ich osypywaniem się*, a rozcieranie i łączenie kolorów to sama przyjemność. Cienie nie tracą też koloru i intensywności podczas blendowania, za wyjątkiem czerni, którą trzeba wielokrotnie dokładać, jeśli chcemy mieć makijaż zarówno intensywny, jak i dobrze roztarty. Ogólnie rzecz ujmując same cienie oraz ich aplikacja są na wysokim poziomie i pod tym względem potwierdziły się wszystkie pozytywne opinie na ich temat, a je nie jestem zawiedziona.
* Jednak jeśli pracujemy głównie na czerni, to warto zastosować odwróconą technikę makijażu i zacząć od oczu, a twarzą zająć się potem.



Niestety moim zdaniem Naked 3 nie jest produktem bez wad. 
Przede wszystkim paleta jest nudna. Wiem, że w sumie o to w niej chodzi, ale chociaż jeden albo dwa cienie z pazurem nadałyby jej charakteru i urozmaiciły codzienne makijaże. Nie jest też tak uniwersalna jak mogłoby się wydawać. Z jednej strony kolory są neutralne, ale z drugiej różowa kolorystyka trochę ogranicza eksperymenty. Paleta nieźle dogaduje się z intensywnie różowymi czy pomarańczowymi cieniami, ale z zielenią czy niebieskimi jest już gorzej. Pewnie dla większość z Was nie będzie to problemem, jednak ja lubię kolorowe akcenty na dolnej powiece, a przy niej trzeba uważać. Pod tym kątem lepiej sprawdzają się poprzednie edycje, które bez problemu dogadują się z praktycznie każdą tęczówką, makijażem i innym kolorem spoza zestawu oferowanego przez UD.
 

Oczywiście powyższe wady wcale wadami nie są, bo w końcu sama wiedziałam na jaką kolorystykę się decyduję, jednak pozostał jeszcze jeden problem, tym razem sensowny ;)


Wiele kolorów w palecie jest do siebie zbliżona, a cała kolorystyka utrzymana w jednej tonacji, co w połączeniu z świetnym rozcieraniem sprawia, że kolory się zlewają. Niejednokrotnie używam do makijażu oka nawet 6-7 cieni, a efekt jest taki, jakbym użyła maksymalnie dwóch. Najbardziej widać to w przypadku matów. Trochę szkoda, bo poszczególne kolory są piękne, a połączone razem tracą swój indywidualny charakter.

Do tego makijażu wykorzystałam 6 cieni
Jeśli chodzi o trwałość, to nigdy nie używałam ich bez bazy, ale na słabszej rolują się dopiero pod koniec dnia. Poza tym nie tracą koloru i nie ścierają się. W moim odczuciu pod tym kątem nie przewyższają Inglota czy Sleeka.
I jeszcze jedno zdjęcie bez dzióba, bo mi Ktoś zarzuca, że tak niby nie umiem ;)
I na koniec jeszcze jedno zdjęcie z mocniejszym makijażem, wykonanym głównie ostatnim cieniem. Niestety uzyskanie takiego koloru wymagało wielokrotnego dokładania koloru, a na koniec wklepania go w powiekę. Poza tym w jego przypadku bardzo było widać osypywanie się. Nie ma możliwości, żeby zrobić taki makijaż z wcześniej nałożonym podkładem i nawet silne przypudrowanie okolicy pod okiem nie pomogło.

Zdjęcie z nocy, stąd słaba jakość ;)


Cena palety to prawie 200zł. Czy warto? Myślę że tak, bo jakość cieni jest wysoka, a kolory bardzo uniwersalne. Moim zdaniem nie jest to jednak produkt must have, a już na pewno nie przy tej cenie. Oczywiście cieszę się, że ją mam i bardzo dobrze mi się z nią pracuje, ale prawdę mówiąc większą różnicę w jakości makijażu oka poczułam dzięki porządnym pędzlom, niż tym cieniom i równie dobrze pracuje mi się z cieniami Inglota czy niektórymi paletami Sleeka.
Gdyby nie cena byłoby 5+, a tak jest tylko 4 ;)

A jakie jest Wasze zdanie na temat palet Naked? Macie oryginał lub zamienniki, a może w ogóle Was nie kuszą?

Na koniec wszystkim Nastolatkom życzę udanego roku szkolnego! :)