sobota, 31 stycznia 2015

Golden Rose Lipstick 70 94 127 129

Kolejna sobota, kolejny post z produktami do ust! Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać ciągłość tych postów i w końcu pokazać Wam wszystko, co chciałam, ale zobaczymy jak będzie z moją systematycznością ;) Na razie nie jest źle, więc zapraszam Was na post o kolejnych szminkach od marki Golden Rose, ale tym razem z podstawowej serii Lipstick.


Producent pisze o nich tak:
Pomadka Golden Rose dzięki zawartości wosku pszczelego i wit. E, doskonale nawilża, wygładza usta oraz zapobiega procesom starzenia się skóry. Nie powoduje uczucia ciężkości, łatwo się rozprowadza, a dzięki delikatnej, świetlistej strukturze pokrywa usta kolorem na wiele godzin.

Moim zdaniem ich największe zalety to niezły wybór kolorów, śmiesznie niska cena i niezła jakość. W praktyce oznacza to 77 kolorów! o różnym wykończeniu, a każdy z nich za 8,60zł. 

Golden Rose Lipstick 70, 94, 127, 129

Dla tych, co jeszcze nie są zainteresowani dorzucę kilka szczegółów ;) Konsystencja jest bardzo kremowa, a pigmentacja dobra, dzięki czemu po ustach suną gładko i nie trzeba się męczyć, żeby je równo pokryć kolorem. Wykończenia są różne, od perły do lekkiego błysku, jak w moich kolorach. Zapach jest stary, jak kosmetyki z czasów naszych babć i niestety ze smakiem jest jeszcze gorzej, chociaż do zniesienia. Na koniec trwałość, którą muszę określić jako zaskakująco dobrą - gdy bawiłam się nimi w domu wytrzymały powyżej 3 godzin, nawet po wypiciu herbaty i zjedzeniu czegoś małego. Co do właściwości pielęgnacyjnych, to moich ust rzeczywiście nie wysuszają, jednak o nawilżeniu nie ma mowy. Przypomnę tylko, że moje usta mocno przesuszają Color Whisper z Maybelline i nie nawilża ich żadna szminka. Mogą też podkreślać suche skórki, ale ma to miejsce głównie przy jasnych kolorach i prawdę mówiąc nie ma tragedii. Tyle ode mnie, teraz kolory - u mnie oryginalne, potrzebne do jednorazowej stylizacji - ot kaprys, zachcianka, coś ciekawego i nie praktycznego, ale szybko się okazało, że nawet je polubiłam i na pewno będę nosić częściej. 


70 to bardzo ciemne wino. Kolor piękny, który nie każdemu będzie pasował, ale ja uwielbiam go zimą, zwłaszcza w połączeniu z Velvet Matte w kolorze 23, którą pokazywałam tutaj. Fantastycznie wygląda też nałożony w minimalnej ilości, tylko na środek ust i lekko roztarty, dzięki czemu usta wyglądają jakby były naturalnie zaczerwienione, może przygryzione. 


94 jest natomiast odcieniem jasnym, bardzo intensywnym, lekko rozbielonym i po prostu fioletowym. Jest to jednak zimny, nienaturalny odcień, który nie lubi konkurencji na oczach. Z jednej strony może się wydawać tandetny, ale moim zdaniem dobrze noszony wygląda fantastycznie i zabawnie, z resztą podobnie jak kolejne dwa odcienie.


127 to kolejna specyficzna propozycja raczej do zabawy, niż jako uzupełnienie makijażu. Tym razem odcień jest bardzo podobny do fioletu - również zimny i rozbielony, ale utrzymany w tonacji teoretycznie morelowej, a w praktyce głównie różowej. Trochę w stylu barbie i powiększonych ust ;) Na pewno będę po nią często sięgała wiosną!


129 jest chyba najbardziej kontrowersyjny z tej czwórki. Kolor bardzo jasny, lekko brzoskwiniowy, cielisty, ale na pewno nie jest to nude. Jest jakby bardziej pomarańczową i mniej naturalną wersją koloru 127, troszkę jakby korektor, ale nie do końca ;)

Jestem bardzo ciekawa, jak Wam się podobają takie kolory i czy lubicie czasami poszaleć z makijażem ust, czy też stawiacie na klasykę i naturalność?

środa, 28 stycznia 2015

Najlepszy żel do mycia twarzy od La Roche Posay

Dziś będzie krótko i konkretnie, bo zarówno tytuł, jak i niedawny post z ulubieńcami roku (klik) już zdradziły główny punkt recenzji.


A dzisiejszym bohaterem jest oczywiście żel do mycia twarzy marki La Roche - Posay z serii Effaclar. W Polsce dostaniemy go w większości aptek, w tym internetowych, w cenie około 30zł za 200ml i 40-50 za 400ml w opakowaniu z pompką. 


Opakowanie jest praktyczne i wygodne - mechanizm jest sprawny i pozwala płynnie regulować ilość wydobywanego produktu. Sam żel natomiast jest dość zwarty, nie spływa łatwo i tylko nieznacznie się pieni, przez co idealnie nadaje się do pracy ze szczoteczką do mycia twarzy.


Najważniejsze są jednak działanie i efekty i to z nich jestem najbardziej zadowolona. Effaclar doskonale oczyszcza cerę, ogranicza powstawanie niedoskonałości oraz w niewielkim stopniu zmniejsza przetłuszczanie się. Moja skóra po jego użyciu jest odrobinę ściągnięta, jednak nie przesusza się, i wystarczy nawet lekki krem, żeby pozbyć się tego uczucia.
Jestem z niego bardzo zadowolona i polecam chociaż wypróbować, jeśli jeszcze nie miałyście ku temu okazji. 

Używałyście tego żelu? A może inny produkt z serii Effaclar? Koniecznie dajcie znać jak się u Was sprawdziły :)

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Kosmetyczny haul stycznia

Wiem, że lubicie takie posty, z resztą ja też bardzo chętnie je głównie oglądam, więc oto jest! Kolejne zakupy kosmetyczne, tym razem ze stycznia a także pierwsze wrażenie odnośnie niektórych produktów.


Na początek skromne, promocyjne zakupy z Hebe. Najnowszy antyperspirant Garnier, który interesował mnie odkąd tylko wszedł na rynek, zwłaszcza, że wersja w kulce jest moim numerem jeden, a i w tym przypadku nie jestem zawiedziona. Dalej jeden z ulubionych Carmexów, który na stałe zamieszkuje moje zimowe płaszcze i jednorazowa maseczka Perfecta, którą lubię, a dawno nie używałam. 


Moje pierwsze zamówienie z Annabelle Minerals, czyli kryjący podkład mineralny w odcieniu golden fairest oraz próbka odcienia fair. Prawdę mówiąc mam mieszane uczucia na ich temat. Bardzo chciałam, żeby się sprawdziły, przez co ciągle ich bronię, ale prawdopodobnie to one mnie zapychają i w sumie fatalnie wyglądają po kilku godzinach od nałożenia. Pełna recenzja już niedługo.


Zamówienie z Cocolita, czyli gumki Invisibobble w poważnym odcieniu, duży pędzel Hakuro H65 do korektora, ale u mnie do cieni na całą górną powiekę oraz rzęsy Ardell. Pędzel miał być duży i płaski, do szybkiego nakładania cienia na całą górną powiekę i niby taki jest, ale przez syntetyczne włosie jest zbyt miękki i delikatny, przez co nie nabiera odpowiedniej ilości produktu i w efekcie i tak muszę się trochę pobawić. Rzęsy natomiast są wspaniałe.


I równoległe zamówienie z Allegro, a w nim więcej rzęs oraz klej DUO (oczywiście był w kartoniku), który jest fantastyczny! Dzięki niemu polubiłam noszenie i przyklejanie sztucznych rzęs.


Dalej Minti Shop, skąd zamówiłam kolejny duży pędzel do oczu, ale tym razem z Zoeva i jest idealny, dokładnie taki jak chciałam! A do tego pomadka z peelingiem Sylveco, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i już niedługo napiszę o niej więcej. W między czasie odwiedziłam też aptekę, gdzie kupiłam dwie duże strzykawki - jedną do wcierek, drugą do olejków. Pomysł okazał się bardzo dobry i nakładanie obu specyfików stało się o wiele łatwiejsze.


Kolejne drobiazgi to pasta Crest i proszek do zębów Eucryl, z których na razie jestem bardzo zadowolona oraz kolejne rzęsy, które teraz noszę praktycznie codziennie.


Każdy mój wypad do Galerii Katowickiej wiąże się z odwiedzeniem salonu Golden Rose, a to natomiast nie może się odbyć bez zakupu chociaż jednej pomadki. Z serii Velvet Matte mam już wszystko, co mnie interesowało, więc teraz poznaję pozostałe dostępne linie. Oczywiście z bardzo pozytywnym skutkiem.


Przyszło tez moje zamówienie z Avon, a w nim perłowa pomadka ochronna, w której podoba mi się efekt, ale właściwości pielęgnacyjne już mniej. Poza tym główny cel zamówienia, czyli kredki z linii Super Shock w kolorach czarnym i oberżynowym. Ogólnie są bardzo ok, ale po kontakcie z kredkami Zoeva zostają daleko w tyle.


Na koniec jeszcze zamówienie z ezebra, skąd zależało mi przede wszystkim na fioletowej płukance, bo moje włosy stają się ostatnio zbyt rude więc przy okazji na próbę wpadła też fioletowa odżywka Joanna. Na pewno dam Wam szybko znać jak spisał się ten duet oraz w końcu zrobię post o żelu z Loreal ;) Poza tym w paczce były też kończący się olej kokosowy oraz pomadka Bourjois z nowej kolekcji, z której jestem nawet zadowolona, ale szału nie ma, zwłaszcza że kolor po wyschnięciu wygląda inaczej, niż po nałożeniu. 

Napiszcie proszę w komentarzach, jeśli miałyście któryś z tych produktów i jak się u Was sprawdził :) Pochwalicie się też swoimi zakupami z nowego roku :)

sobota, 24 stycznia 2015

Golden Rose Vision Lipstick 103 108 109 125

Dziś pora na to, co tygryski lubią najbardziej czyli szminki! 
Tak, tak znowu, ale przecież już dawno żadnego nie było! a mam Wam jeszcze tyle do pokazania! ;)

Golden Rose Vision Lipstick 103, 108, 109, 125
Stali Czytelnicy wiedzą, że moim numerem jeden i absolutnym ulubieńcem w temacie pomadek do ust są szminki Golden Rose z serii Velvet Matte, ale ciekawość i dość ograniczona gama kolorystyczna spowodowały, że zrobiłam mały skok w bok i to w sumie nie mały i nie raz, ale cii ;) okay, przechodzę do rzeczy!

Tak jak widziałyście już po temacie bohaterem dzisiejszego posta są szminki Vision Lipstick, dostępne w salonach i na stronie Golden Rose w cenie poniżej 10zł.
Opakowanie czarne, z widocznym kolorem - trwałe i wygodne, ale niezbyt przyjazne dla nadrukowanych napisów - schodzą dużo szybciej szybciej niż sam kolor z ust.
Trwałość? bardzo dobra! U utrzymują się kilka godzin, a schodzą równomiernie, zostawiając na długo na ustach sam pigment. 
Konsystencja kremowa - bardzo łatwa i przyjemna w użyciu - szminki są miękkie i dobrze napigmentowane, dzięki czemu wystarczy delikatne pociągnięcie, żeby pokryć wargi równą warstwą koloru.
I tak podsumowując są to bardzo dobre produkty, chociaż nie lepsze od moich matów. To teraz kolory!


103 to delikatny, neutralny, lekko przybrudzony róż. Bardzo dziewczęcy, idealny na co dzień, mój ulubieniec.


108 jest natomiast kolorem bardzo mocnym, intensywnym, typowo różowym. I chociaż nie wiem, co jest z nią nie tak, to niezbyt się dogadujemy ;)


109 to kolor brzydki, ale bardzo naturalny! Jest to nude w odcieniach brązu, może karmelu, ciemniejsza niż moje usta, ale jeszcze muszę się do niej przekonać.


125 jest natomiast kolejną mocną propozycją, tym razem w odcieniu ciemnego fioletu. I znów niby powinnam za nią szaleć, a jednak jest nam nie po drodze.

Jak Wam się podobają te kolory? Używałyście już szminek z serii Vision Lipstick? Która jest Waszym faworytem? Chętnie się zainspiruję! ;)

czwartek, 22 stycznia 2015

Pudry do modelowania HD od Inglot

W opublikowanym niedawno poście z odkryciami grudnia znalazły się między innymi pudry do konturowania marki Inglot, które dziś chciałabym Wam pokazać z bliska oraz w praktyce

Pudry dostępne są oczywiście w salonach oraz na stronie internetowej Inglot w cenie 29zł za wkład, który zawiera 5,5g produktu. Obecnie dostępnych jest aż 12 kolorów (!) w tonacjach zimnej i ciepłej.


Na poniższych zdjęciach możecie zobaczyć swatche kolorów pudrów Inglota zestawione z innymi popularnymi brązerami.
Pod kątem współpracy Pudry Modelujące HD wypadają najlepiej,  ze względu na najlepszy stosunek pigmentacji do łatwości użycia. Nie robią plam jak Miyo, są delikatniejsze i łatwiejsze w blendowaniu niż W7 i przede wszystkim są o wiele bardziej miękkie i napigmentowane niż mój ulubiony wcześniej NYX. Poza tym kolor 505 jest odrobinę ciemniejszy i cieplejszy, dzięki czemu dużo lepiej współgra z moją cerą i mogę go użyć do konturowania całej twarzy, a nie tylko pod kości policzkowe.


Pudry te idealnie nadają się do konturowania również jasnych i zimnych odcieni skóry. Są miękkie i łatwe do rozcierania, chociaż nieznacznie pylą. Największą zaletą jest jednak świetna pigmentacja, dzięki której można uzyskać zarówno mocny jak i delikatny efekt i to niewielką ilością kosmetyku i pracy. Jasne, rozświetlające odcienie dobrze utrwalają korektor, czy podkład, a nawet lekko przedłużają jego trwałość. Najlepiej sprawdzają się jednak pod oczy, czy na szczyty kości policzkowych i środek twarzy, gdzie nałożone bezpośrednio na podkład dają rozświetlenie mocne, wyraźne, a z pudrem pod spodem subtelniejsze.

L - P: Inglot 503, 501, 505, 509, 82 i brązery: NYX Taupe, Miyo Sun Kissed, W7 Honolulu

Równie zadowolona jestem z różu. Mój w numerze 82 jest neutralnym delikatnym matowym lekko przybrudzonym różem, który wygląda bardzo naturalnie i sprawdzi się na większości karnacji. Trzeba jednak uważać, bo i on jest mocno napigmentowany, zatem wystarczy odrobina, w najlepiej nałożona miękkim pędzlem. 

L - P: Inglot 503, 501, 505, 509, 82 i brązery: NYX Taupe, Miyo Sun Kissed, W7 Honolulu
Pudry doskonale się rozcierają i łączą, a na mojej cerze wytrzymują do końca dnia. 
Obecnie najczęściej używam rozświetlacza 503 pod oczy i na szczyty kości policzkowych, a brązera 505 do konturowania całej twarzy. Ciemnej 509 używam tylko pod kości policzkowe, gdy zależy mi na wyostrzeniu rysów, a żółtej 501 na szczyty kości policzkowych lub na całą twarz, gdy chcę dodać podkładowi odrobinę żółtych tonów. Do tego róż o numerze 82 i makijaż twarzy mam skończony. 
Na poniższych zdjęciach użyłam wszystkich odcieni według powyższej kolejności.

Po lewej gotowy makijaż, po prawej od góry:
1. 501 na całą twarz, 503 pod oczy i na szczyty kości policzkowych,  505 do konturowania
2. 509 pod kości policzkowe
3. z różem 82



 Podsumowując absolutnie je uwielbiam i gorąco Wam polecam! ;)

Skusiłyście się na któryś z tych pudrów? Koniecznie napiszcie jaki brązer jest Waszym numerem jeden :)

wtorek, 20 stycznia 2015

Ulubione gadżety 2014

Dziś ostatnia już część ulubieńców roku 2014 i ostatnie produkty, które absolutnie musiałam Wam pokazać, a są nimi ogólnie pojmowane gadżety bardziej i mniej kosmetyczne.
Zapraszam i obiecuję, że będzie krótko ;)


W podsumowaniu zeszłego roku po prostu nie mogło zabraknąć pędzli Zoeva. Uwielbiam je! są to moje najlepsze i najładniejsze pędzle, które pozwalają osiągnąć cudowny efekt przy niskim nakładzie pracy.
Mój pierwszy zestaw dostałam w okolicach kwietnia zeszłego roku i totalnie przepadłam. Zawsze wiedziałam, że dobre pędzle dają więcej niż dobry kosmetyk, ale wcześniej skupiałam się na pędzlach do twarzy, dlatego też Zoeva najwięcej wniosła w mój makijaż oka. Po zestawie dołączyło jeszcze kilka pojedynczych sztuk i ze wszystkich jestem równie bardzo zadowolona.
Drugim odkryciem były jajeczka. Po dłuuugim braku zainteresowania zdecydowałam się na Ebelin i po jakimś czasie w pełni go doceniłam. Później był oryginalny Beauty Blender i gąbeczka RT, a ostatnio, spod choinki dołączyły zielone miniaturki. Wszystkie cenię za przedłużenie trwałości makijażu, łatwą pracę oraz przede wszystkim bardzo naturalny efekt nawet przy ciężkich podkładach.

i to na tyle z krótko ;)


Kolejne produkty, które miały największy wpływ na ułatwienie mojego makijażu to wysokie lusterko z Ikea, z którego korzystam na toaletce, oraz otwierane lusterko Zoeva, które towarzyszyło mi na każdym wyjeździe, również przez pół roku we Francji. Po prostu niezbędniki o świetnej jakości i przyjemnej cenie.


Dalej absolutne hity w temacie włosowym. Szczotkę TT używam od dawna, ale moim zdecydowanym faworytem jest jej wersja kompaktowa, którą dostałam dopiero w zeszłym roku. Lubię ją za to, jak rozczesuje włosy oraz większą wygodę i mobilność, niż w przypadku wersji podstawowej. Kolejny typowy gadżet to gumki InvisiBobble. U mnie relacja typu love / hate - z jednej strony żadna gumka nie trzyma włosów tak dobrze i tak długo, z drugiej żadna nie wbija się w nie tak mocno i nie sprawia takich problemów przy ściąganiu. Ostatnim produktem, który szczególnie przypadł mi do gustu w zeszłym roku są termoloki marki Remington. Szybkie, łatwe w użyciu i bezpieczne dla włosów, a efekt zakręcenia jest długotrwały. <3


A teraz prawdziwy szał, czyli psioniczna* moc oczyszczania - twarzy z Mia 2 od Clarisonic oraz zębów z Sonicare od Phillips. Pewnie tylko ja byłam przekonana, że jej producentem jest Sony? ;) W obu przypadkach zero podrażnienia i fantastyczne oczyszczenie oraz duża, bardzo duża wygoda :) 


I na koniec dwóch takich niepozornych, czyli podstawowy, najtańszy ręczniczek z Ikea, którego używam do oczyszczania cery olejami oraz rano przy makijażu do strzepywania pędzli, wycierania dłoni i wszystkiego co akurat przyjdzie mi do głowy. Oraz gąbka do masażu, najlepiej popularna Syrena, która sprawdza się u mnie o wiele lepiej niż jakikolwiek peeling, o rękawicy Kesa nie wspominając ;)

I tak oto nadszedł długo wyczekiwany koniec! ;) wiem, że było tego dużo, ale nie chciałam ograniczać się do 5 produktów, tylko pokazać Wam wszystkie, które zrobiły na mnie największe wrażenie, bo innej okazji może już nie być.
W ten oto sposób mogę zakończyć zeszły rok i zająć się nowymi postami :) a jest o czym pisać! Zatem napiszcie w komentarzach, czy miałyście któryś z tych produktów, a ja zabieram się do kolejnego, już zwyczajnego postu ;)
 

sobota, 17 stycznia 2015

Ulubieńcy roku 2014 pielęgnacja

Zapraszam na drugą część ulubieńców roku 2014, w której pokażę Wam absolutne hity z dość szeroko pojętej pielęgnacji ;)


Demakijaż i oczyszczanie
Od dawna mój demakijaż zaczynam od olejków, które zmywam ręczniczkiem namoczonym w ciepłej wodzie, takie uproszczone OCM. Do tej pory zawsze przygotowywałam swoją mieszankę olejków, ale prawdziwym hitem okazał się gotowy produkt z Kiko, który po prostu świetnie zmywa makijaż, również tusz i liner. Dalej oczyszczanie, w czym bezkonkurencyjnie prowadzi żel LRP Effaclar. Uwielbiam go za dokładne mycie, brak podrażnień i wysuszenia oraz tylko niewielkie ściągnięcie cery po użyciu. Z wspomagaczy natomiast najlepiej się sprawdzili dwufazówka Garnier do oczu oraz micele do całej twarzy Bourjois - ulubieniec od kilku lat oraz Loreal, odkrycie 2014, którego aktualnie nie mam w zapasach.


Pielęgnacja twarzy
W tej kwestii rzadko eksperymentuję i w ciągu roku poznaję tylko kilka produktów, ale większość z tych, które Wam prezentuję, pierwszy raz kupiłam właśnie w zeszłym roku. I tak na początek LRP Effaclar Duo jako najlepszy krem na dzień, a Avene Cleanance Expert na noc, za trzymanie niedoskonałości na dystans i lekkie nawilżenie, plus serum Dermedic, jeśli potrzebowałam czegoś ekstra. Dalej hity w pielęgnacji skóry pod oczami, czyli żel hialuronowy Balea i kremy pod oczy od Estee Lauder. Nie mogło zabraknąć także najlepszego balsamu do ust ever, czyli Carmex, najlepiej w wersji waniliowej. Na koniec produkty specjalne, czyli kwas Atrederm, chętniej w mniejszy stężeniu oraz żel z kolagenem Mizon, który używam pod krem na noc, dzięki czemu skóra była ładnie nawilżona, nie tłusta i lekko napięta.


Pielęgnacja włosów
Najlepszy szampon, który poznałam w zeszłym roku to produkt w kostce marki Ma Provence, a szczególnie wersja do włosów suchych, która świetnie oczyszcza i nie wymaga odżywki. Drugi szampon, który bardzo lubię i używałam codziennie w pierwszej połowie roku i nadal chętnie do niego wracam to Balea i ich podstawowa linia szamponów i odżywek, a szczególnie wersje limitowane. W kategorii odżywek wygrała jednak Maska Drożdżowa Babuszki Agafii, która może nie jest bez wad, ale zostawiona na noc sprawia, że moje włosy są odżywione, błyszczące oraz porządnie uniesione, a do tego pięknie pachną. Z produktów specjalnych nie mogło zabraknąć suchych szamponów Batiste, które po prostu koooocham! Do tego szampon koloryzujący Marion z pierwszej połowy roku oraz fantastyczny żel rozjaśniający z Loreal, dzięki któremu mam naturalny, chociaż dużo jaśniejszy kolor włosów i zero zniszczeń czy przesuszenia.


Pielęgnacja ciała
Moje absolutnie ulubione żele do mycia ciała to Balea, a wersja o zapachu kiwi ze zdjęcia to dla mnie najlepszy zapach ever ;) Poza tym na wyróżnienie zasłużyli też cukrowa pasta do depilacji za niezłą dokładność i najmniejsze obrażenia po użyciu, antyperspirant Garnier, o niebo lepszy od Vichy oraz balsam brązujący Mixa, który daje naturalny kolor i nawilżenie.



Inne
Poza powyższymi produktami chciałam Wam pokazać jeszcze 4 inne (jeden nie załapał się na zdjęcie...), bez których nie wyobrażam sobie również obecnego roku. Zacznę od wody termalnej Uriage, której może brakuje na zdjęciu, ale na co dzień jest zawsze ze mną. Uwielbiam po depilacji, do odświeżenia, do oczu, do zwilżenia pędzli i na poparzenia oraz inne urazy skóry. Kolejny hit to świetny płyn do soczewek ReNu, który skutecznie je oczyszcza, ale też dobrze nawilża, dzięki czemu w ogóle nie szczypią mnie oczy po ich założeniu. Dalej pasta Aronal, czyli dzienna wersja Elmex jeszcze niedostępna w Polsce, za świetną pielęgnację, ale też przyjemny smak. Na koniec olej rycynowy, bo kokosowy pokazali już prawie wszyscy ;) używam go do włosów, paznokci i rzadziej rzęs, a efekty w każdym zastosowaniu są niesamowite, jeśli tylko używa się go długo i systematycznie.

Miałyście któryś z tych kosmetyków? Dajcie znać jak u Was się sprawdził :)

czwartek, 15 stycznia 2015

Ulubieńcy roku 2014 - Kolorówka

No cześć!

W końcu się zebrałam i oto jest - post z ulubieńcami całego zeszłego roku, a w sumie tylko pierwsza część, czyli kolorówka. Początkowo miałam wybrać po jednym kosmetyku z każdego typu, ale szybko się okazało, że jest to bez sensu, bo raz - nie umiem wybrać jednego podkładu czy palety cieni, a dwa - w innych kategoriach nie mam Wam do polecenia nic... W efekcie jest trochę inaczej, bardziej po mojemu, ale wszystkie kosmetyki które Wam niżej pokażę gorąco polecam już teraz :)
Niektóre nazwy są podlinkowane, więc zainteresowanych i chętnych zapraszam do dłuższej lektury :)


Filtry
Na początek podstawa, oczywiście od LRP - Anthelios XL, czyli krem z filtrem w wersji do cery mieszanej i tłustej. Nie tylko nie skraca trwałości makijażu, ale nawet ją przedłuża. Na pograniczu kategorii natomiast krem BB z filtrem od Vichy, czyli wysoki filtr, niezła trwałość na cerze mieszanej i ładny odcień. Bardzo praktyczny zwłaszcza na wakacjach.
Podkłady
Ten rok był wręcz doskonały pod kątem zakupu podkładów, ale do ulubieńców wybrałam tylko 3 produkty. Jako pierwszy Estee Lauder Double Wear, który ma fantastyczną trwałość i świetne krycie, a nałożony BeautyBlenderem nie tworzy maski i świetnie wygląda przez cały dzień. Kolejne odkrycie to Shiseido. Świetnie kryje, jest bardzo lekki, długo się utrzymuje nawet przy 30 stopniach, jest wodoodporny, a do tego ma wysoki filtr SPF30. Na koniec Givenchy, który ma bardzo przyjemną lekką i kremową konsystencję, dzięki której fantastycznie się nakłada i stapia z cerą, a do tego również długo się utrzymuje.
Korektory
Numer jeden to oczywiście Double Wear  od EL, który używam pod oczy. Idealne krycie, konsystencja i trwałość. Natomiast do maskowania ewentualnych niedoskonałości i rzadziej pod oczy Pro Longwear z MAC. Ten również długo się utrzymuje i jest bardzo lekki, chociaż może wysuszać.


Wykończenie i konturowanie
Mój bezapelacyjny numer jeden wśród pudrów to sypki MAC CC w odcieniu żółtym. Ideał - za utrwalenie, efekt, przyjemne użycie i przedłużenie trwałości makijażu oraz współpracę z każdym podkładem.
W roku 2014 odkryłam też uroki używania brązera i nie rozstawałam się z nim nawet na chwilę. Ulubieńcy w tej kategorii to: kremowy Bourjois Bronzing Primer i puder Clarins - oba do konturowania i lekkiego ocieplenia cery oraz NYX w kolorze Taupe wyłącznie pod kości policzkowe, do pokreślenia konturu. 
Ulubione róże to natomiast kremowy Kiko oraz niedostępny w Polsce Manhattan. Oba za piękne kolory i świeży efekt na twarzy. Poza tym muszę wspomnieć o różu / rozświetlaczu od MAC w kolorze Trace Gold. Jest piękny i wszechstronny - nałożony obficie na cały policzek rozświetla, ale też ożywia i ociepla cerę, na szczyty kości policzkowych czy grzbiet nosa sprawdza się jako typowy rozświetlacz, a na powiekach z powodzeniem zastępuje dobre jakościowo cienie.


Bazy / cienie w kremie
Jakoś na początku zeszłego roku skusiłam się na pierwszy mocno zachwalany cień do powiek w kremie od Maybelline i przepadłam. Aktualnie nie wyobrażam sobie makijażu bez cieni w kremie, które pełnią u mnie rolę bazy, a moje top 3 to On and on Bronze od Maybelline oraz Painterly i Stormy Pink od MAC.
Rzęsy
W temacie tuszy do rzęs zdecydowanie prowadzi marka Misslyn. Mam od nich 3 różne maskary i każda jest fantastyczna. Wydłużają i pogrubiają rzęsy, ale też przede wszystkim ładnie je podkręcają i utrwalają na cały dzień. Najlepiej natomiast sprawdzają się w komplecie z odżywką z Eveline, która dodatkowo podbija efekt wydłużenia oraz pogrubienia i z zielonym tuszem Wibo, który używam do rzęs na dolnej powiece. 
Linery
Poza tym nie wyobrażam sobie makijażu oka bez kreski, a w tej roli od dawna najlepiej sprawdza się żelowy liner od Maybelline. Nie każdy egzemplarz jest jednak dobry, bo zdarzył mi się już taki zbyt suchy, ale ogólnie jest świetny i od dawna nie rozglądam się za niczym innym. Jeśli natomiast miałam ochotę na coś innego, to chętnie sięgałam po fantastyczne nowe linery Inglot z serii AMC. Te z podstawowej matowej kolekcji też są ok, ale daleko im do tych błyszczących. Są bardzo trwałe, idealnie kremowe i łatwe w obsłudze, poza tym kolory są niespotykane, a używać ich można również jako cień w kremie. 


Cienie do powiek
Niekwestionowani ulubieńcy w tej kategorii to Naked 3 od Urban Decay, Garden of Eden od Sleek oraz Smoky marki Zoeva. Wszystkie za piękne kolory, ale też świetną jakość, pigmentację i trwałość oraz łatwe blendowanie. 
Brwi
Przed zeszłym rokiem praktycznie nie poświęcałam im uwagi, a teraz są jednym z głównych punktów mojego makijażu. W tej kategorii bardzo polubiłam kredkę z Catrice ale na miano ulubieńca roku zasłużył cień do brwi z Inglot z numerkiem 569.
Usta
Tutaj nie ma najmniejszego zaskoczenia, że moim numerem jeden są szminki Golden Rose z serii Velvet Matte. To od nich na dobre zaczęła się moja przygoda z makijażem ust. Wcześniej szminek miałam kilka i sięgałam po nie bardzo rzadko, a teraz uwielbiam malować usta, zwłaszcza na mocne kolory. Kocham je za konsystencję, kolory, trwałość, brak wysuszenia, wykończenie... Dla mnie są po prostu idealne, a posty na ich temat znajdziecie same ;) 
Poza tym nie mogło tu zabraknąć dwóch pionierskich dla mnie produktów, czyli idealnej i bardzo mojej czerwieni od MAC Viva Glam Rihanna oraz pierwszego błyszczyka, który rzeczywiście polubiłam, bo ma sens od Clarins.


Paznokcie
W temacie lakierów do paznokci mój numer jeden to marka Golden Rose, zwłaszcza z serią Rich Color. Lubię je za duży wybór kolorów, świetne krycie, odpowiednią konsystencję, sensowne wysychanie oraz super trwałość - na moich paznokciach spokojnie wytrzymują powyżej 4 dni, a popularne Essie maksymalnie 2... Poza tym w 2014 roku szalałam za piaskami - najlepiej przepełnionymi drobinkami i brokatem od P2, ale podobały mi się również te betonowe z firmy Paese. W zestawieniu nie mogło też zabraknąć wysuszacza, który towarzyszył mi przy każdym malowaniu paznokci, a moim obecnym numerem jeden jest Essie good to go.

Uff to na tyle!
Wydawało mi się, że ten post będzie bardzo krótki, ale w praktyce okazało się, że tak się nie da i wyszło jak zawsze ;) 

Koniecznie napiszcie mi w komentarzach, czy miałyście któryś z moich hitów roku 2014 i czy u Was sprawdziły się one równie dobrze jak u mnie :)

wtorek, 13 stycznia 2015

Moje pędzle: Real Techniques blush brush

Sama nie wiem jak mogłam zapodziać ten post! Napisałam go już w kwietniu, a mimo to do tej pory nie doczekał się publikacji. Zatem nadrabiam, zwłaszcza że teraz możecie go dostać stacjonarnie w Rossmannie :)
A bohaterem tego spóźnionego posta jest jeden z moich ulubionych pędzli marki Real Techniques czyli duże jajeczko do różu Blush Brush uwielbiam brzmienie tych dwóch słów razem ;)


Z kwestii technicznych pędzel dostajemy w plastikowym opakowaniu w Rossmannie albo drogeriach internetowych w cenie około 50zł.


Z tyłu opakowania jak zawsze podany jest adres, pod którym możecie znaleźć tutoriale, które pozwolą wyciągnąć jak najwięcej z Waszych pędzli, a dalej przechodzę do rzeczy ;)


Włosie w Blush brush ma kształt jajeczka - włoski są różnej długości zwiększającej się ku środkowi pędzla. Tak jak w przypadku każdego z pędzli Real Techniques, które mam i regularnie używam, tak i w tym przypadku włosie nie wypada, ładnie się układa, jest bardzo łatwe do doprania i szybciutko schnie, a przy tym jest niesamowicie miękkie i nie traci kształtu.


Blush brush ze względu na swój kształt i rozmiar najlepiej sprawdza się do ogólnego konturowania twarzy. Można nim nakładać róż i rozświetlacz, ale również brązer czy sam puder. Sama przez prawie rok używania sprawdziłam go w każdej z tych ról i zawsze byłam zadowolona.


Jak już wspomniałam blush brush ma niesamowicie miękkie włosie, ale z tą delikatnością jest pozytywnie dziwnie. Zwykle jest tak, że im bardziej miękki pędzel, tym gorzej sprawdza się przy twardszych, bardziej zbitych kosmetykach. Z nim nie miałam problemu z żadnym kosmetykiem. Oczywiście używany z twardymi, zbitymi pudrami daje bardzo subtelny efekt, ale absolutnie nie działa to na jego niekorzyść. Nie będzie zaskoczeniem, że najlepiej sprawdza się do miękkich i osypujących się produktów, które nabiera delikatnie i zgrabnie przenosi na twarz.


Obecnie moim numerem jeden są pędzle Zoeva, ale i do niego często wracam i jestem z niego równie zadowolona jak na początku. Moim zdaniem świetnie się sprawdza również w podróży - jest lekki, uniwersalny i bardzo łatwy do prania oraz szybko schnie. 


Gorąco Wam go polecam. Pędzel jest bardzo dobry jakościowo, milutki i uniwersalny, a do tego świetny dla początkujących. Jego kształt pozwala na sprawną aplikację nawet trudnych kosmetyków kolorowych, a do tego świetnie je rozciera.

Jaki jest Wasz ulubiony pędzel do różu? A może macie ten i chcecie się podzielić opinią?