Zapraszam Was serdecznie na post z odkryciami grudnia, których tym razem będzie naprawdę dużo!
Grudzień był dla mnie zaskakująco długim i ciekawym miesiącem w całości skupionym wokół Świąt. W między czasie wpadło jednak do mojej kosmetyczki wiele nowości (post z większością zakupów grudnia klik), z których żadna nie okazała się rozczarowaniem, a kilka szybko zyskało miano ulubieńców. Dziś chcę Wam pokazać jednak produkty, których używałam już w pierwszej połowie grudnia, przed Świętami, czyli takie, które przetestowałam dłużej i dobrze. Dzięki temu też reszta wskoczy na styczeń, a ten post nie będzie się ciągnął w nieskończoność jak sam wstęp ;) no dobra, przechodzę do rzeczy ;)
Zacznę jednak niekosmetycznie, od malutkich pianek Haribo, które podpatrzyłam na Instagramie Sroki i które towarzyszyły mi przez cały grudzień. Wsypuję je do kawy, kakao czy gorącej czekolady i po prostu uwielbiam. Są malutkie, słodkie, również smakowo i świetnie wyglądają. Niestety dostanie ich to nie lada wyczyn. Mnie się udało w firmowym sklepie Haribo w Bonn, w Niemczech, a Wam polecam polować na Amazonie ;) cena 2€ za opakowanie, a pełna nazwa to Chamallows Minis.
Natomiast pierwsza rzecz kosmetyczna, która przychodzi mi na myśl w temacie odkryć grudnia to zdecydowanie paleta Smoky marki Zoeva. Jest fantastyczna! Kolory są ciemne, głównie matowe, niesamowicie napigmentowane, świetnie się rozcierają i w ogóle nie osypują. Totalnie moja, w dodatku w świetnej jakości, a więcej na jej temat pisałam już w tym poście.
Moim kolejnym absolutnym hitem od grudnia są pudry HD marki Inglot. Długo się przed nimi broniłam, bo przecież już mam świetny brązer Clarins i ten z NYX też mam i przecież nie potrzebuję kolejnego produktu do konturowania... aż w końcu zdecydowałam się na chłodny 505, a reszta była tylko kwestią czasu ;) Po nim dołączyły rozświetlające 503 i 501 oraz ciemny 509 z nowej kolekcji , a także róż o numerze 82 do kompletu. Pudry mają doskonałą pigmentację i konsystencję, łatwo się nakładają i rozcierają oraz długo utrzymują. Poza tym kolory są bardzo uniwersalne i idealne do konturowania. Basic & must have.
Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że miano hitu zyskała moja kolejna konturówka w żelu firmy Inglot. Jej złotą wersję pokazywałam w tym poście, a tym razem do kolekcji dołączył błyszczący brąz o numerze 96 z kolekcji jesiennej. Liner jest bardzo kremowy i świetnie się sprawdza zarówno jako konturówka jak i baza pod cienie. Miłą niespodzianką okazał się natomiast CC Cream od Bourjois, z którym nie wiązałam dużych nadziei, a okazał się więcej niż przyzwoitym produktem o niezłej trwałości. Rozczarowaniem jest jednak kolor - 32 Light Beige w drogerii wydawał się idealny, ale na żywo jest już minimalnie za ciemny. Poza tym jest świetną odpowiedzią na moje potrzeby: coś taniego, niezłego i żółtego.
Kolejne dwa produkty to mój najnowszy czyścik oraz pierwsza maseczka z Lush. Oba świetnie wywiązują się z obietnic producenta i znacznie umilają zabiegi pielęgnacyjne. Doo czasu, aż węgiel dostanie się pod powiekę, ale nie o tym ;) Dark Angels doskonale oczyszcza i odświeża cerę pozostawiając ją czyściutką i gładką oraz dobrze przygotowaną pod kolejne kroki pielęgnacyjne. Oatifix natomiast dobrze nawilża i koi skórę i otula zapachem zwłaszcza zimą.
Na koniec dwa równie dobre co tanie produkty marki Balea. Pierwszy z nich to krem do rąk, który może nie powala działaniem pielęgnacyjnym, ale za to zapach jest tak fantastyczny i podobny do kremów S&G, że sięgam po niego non stop, a to już działa zdecydowanie na plus. Drugi kosmetyk to balsam, a właściwie lekkie mleczko do ciała z olejkami. Ogólnie nie lubię tego typu kosmetyków, ale słyszałam o nim wiele dobrego, a w moich drogeriach DM go nie ma, więc musiałam go wypróbować gdy tylko zobaczyłam go na półce i w ogóle nie żałuję. Balsam jest bardzo lekki i szybko się wchłania, czego zwykle nie lubię, ale w tym przypadku nawilżenie i komfort używania są tak wysokie, że używanie go to sama przyjemność.
Napiszcie koniecznie co było Waszym odkryciem grudnia, a może nawet znacie któregoś z moich ulubieńców?
Ja tymczasem zaczynam przygotowywać post z ulubieńcami roku, a to już niemałe wyzwanie ;)
Grudzień był dla mnie zaskakująco długim i ciekawym miesiącem w całości skupionym wokół Świąt. W między czasie wpadło jednak do mojej kosmetyczki wiele nowości (post z większością zakupów grudnia klik), z których żadna nie okazała się rozczarowaniem, a kilka szybko zyskało miano ulubieńców. Dziś chcę Wam pokazać jednak produkty, których używałam już w pierwszej połowie grudnia, przed Świętami, czyli takie, które przetestowałam dłużej i dobrze. Dzięki temu też reszta wskoczy na styczeń, a ten post nie będzie się ciągnął w nieskończoność jak sam wstęp ;) no dobra, przechodzę do rzeczy ;)
Zacznę jednak niekosmetycznie, od malutkich pianek Haribo, które podpatrzyłam na Instagramie Sroki i które towarzyszyły mi przez cały grudzień. Wsypuję je do kawy, kakao czy gorącej czekolady i po prostu uwielbiam. Są malutkie, słodkie, również smakowo i świetnie wyglądają. Niestety dostanie ich to nie lada wyczyn. Mnie się udało w firmowym sklepie Haribo w Bonn, w Niemczech, a Wam polecam polować na Amazonie ;) cena 2€ za opakowanie, a pełna nazwa to Chamallows Minis.
Natomiast pierwsza rzecz kosmetyczna, która przychodzi mi na myśl w temacie odkryć grudnia to zdecydowanie paleta Smoky marki Zoeva. Jest fantastyczna! Kolory są ciemne, głównie matowe, niesamowicie napigmentowane, świetnie się rozcierają i w ogóle nie osypują. Totalnie moja, w dodatku w świetnej jakości, a więcej na jej temat pisałam już w tym poście.
Moim kolejnym absolutnym hitem od grudnia są pudry HD marki Inglot. Długo się przed nimi broniłam, bo przecież już mam świetny brązer Clarins i ten z NYX też mam i przecież nie potrzebuję kolejnego produktu do konturowania... aż w końcu zdecydowałam się na chłodny 505, a reszta była tylko kwestią czasu ;) Po nim dołączyły rozświetlające 503 i 501 oraz ciemny 509 z nowej kolekcji , a także róż o numerze 82 do kompletu. Pudry mają doskonałą pigmentację i konsystencję, łatwo się nakładają i rozcierają oraz długo utrzymują. Poza tym kolory są bardzo uniwersalne i idealne do konturowania. Basic & must have.
Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że miano hitu zyskała moja kolejna konturówka w żelu firmy Inglot. Jej złotą wersję pokazywałam w tym poście, a tym razem do kolekcji dołączył błyszczący brąz o numerze 96 z kolekcji jesiennej. Liner jest bardzo kremowy i świetnie się sprawdza zarówno jako konturówka jak i baza pod cienie. Miłą niespodzianką okazał się natomiast CC Cream od Bourjois, z którym nie wiązałam dużych nadziei, a okazał się więcej niż przyzwoitym produktem o niezłej trwałości. Rozczarowaniem jest jednak kolor - 32 Light Beige w drogerii wydawał się idealny, ale na żywo jest już minimalnie za ciemny. Poza tym jest świetną odpowiedzią na moje potrzeby: coś taniego, niezłego i żółtego.
Kolejne dwa produkty to mój najnowszy czyścik oraz pierwsza maseczka z Lush. Oba świetnie wywiązują się z obietnic producenta i znacznie umilają zabiegi pielęgnacyjne. Doo czasu, aż węgiel dostanie się pod powiekę, ale nie o tym ;) Dark Angels doskonale oczyszcza i odświeża cerę pozostawiając ją czyściutką i gładką oraz dobrze przygotowaną pod kolejne kroki pielęgnacyjne. Oatifix natomiast dobrze nawilża i koi skórę i otula zapachem zwłaszcza zimą.
Na koniec dwa równie dobre co tanie produkty marki Balea. Pierwszy z nich to krem do rąk, który może nie powala działaniem pielęgnacyjnym, ale za to zapach jest tak fantastyczny i podobny do kremów S&G, że sięgam po niego non stop, a to już działa zdecydowanie na plus. Drugi kosmetyk to balsam, a właściwie lekkie mleczko do ciała z olejkami. Ogólnie nie lubię tego typu kosmetyków, ale słyszałam o nim wiele dobrego, a w moich drogeriach DM go nie ma, więc musiałam go wypróbować gdy tylko zobaczyłam go na półce i w ogóle nie żałuję. Balsam jest bardzo lekki i szybko się wchłania, czego zwykle nie lubię, ale w tym przypadku nawilżenie i komfort używania są tak wysokie, że używanie go to sama przyjemność.
Napiszcie koniecznie co było Waszym odkryciem grudnia, a może nawet znacie któregoś z moich ulubieńców?
Ja tymczasem zaczynam przygotowywać post z ulubieńcami roku, a to już niemałe wyzwanie ;)
Zestaw Inglot piękne ma kolory :) na 505 bronzer chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPolecam, jest naprawdę świetny jakościowo, a do tego kolor jest idealny do konturowania :)
UsuńNic z tego co pokazalas nie miałam. Kiedy ten Lush będzie w Polsce? :( Największym odkryciem u mnie była pianka pilingujaca z Organique, konturów do oczu w płynie z Inglota i kredka do brwi z Catrice ;)
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to zjadlabym te pianki :D
A ja tu widzę zmianę avatarka! bardzo ładny!
Usuńteż piję kawę z małymi piankami, a kupuję je w Marks&Spencer:)
OdpowiedzUsuńZnowu widzę balea :) ciekawe kiedy pojawi się u mnie
OdpowiedzUsuńNie musiałaś mi pokazywac tych pianek - uwielbiam wszelkie tego typu słodycze. :D
OdpowiedzUsuńMyślałam właśnie nad tym kremem z Balea, ale nie znalazłam żadnej opinii o nim i się powstrzymałam. ;)
Pod względem nawilżenia i ogólnej pielęgnacji nie powala, ale dla zapachu za tą cenę warto ;)
UsuńTo tak samo jak z wersją papaja&maślanka - nawilżenie niewielkie, ale zapach CUDOWNY :))
UsuńNie miałam nigdy niczego stąd :<
OdpowiedzUsuńPianki kuszą... Tylko ile to kalorii?
OdpowiedzUsuńCiii ;)
UsuńChyba mnie skusiłaś na pudry z Inglota :-))
OdpowiedzUsuńDark angels uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńAle super pianki :D
OdpowiedzUsuńInglot! <3 Ja dopiero odkrywam jego magie :D.
OdpowiedzUsuńU mnie podobnie :) Pierwsze cienie Inglota kupiłam dopiero w połowie zeszłego roku ;)
UsuńInglot wyglada super:)
OdpowiedzUsuńKrem do rąk z Balea muszę koniecznie zamówić <3
OdpowiedzUsuńja juz mam bronzer upatrzony z inglota:) jedna wypraska więcej nikomu jeszcze nie zaszkodziła:)
OdpowiedzUsuńMalutkie Marshmellows! Chcę je :) Poszukuję takich od dawna :) Z Inglota mam 505 i nawet często go używam :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam nowego bloga, zapraszam :)
Mój blog
te pianki to chyba sobie kupię!
OdpowiedzUsuńTe pianki wyglądają mega smakowicie;)
OdpowiedzUsuńI dokładnie takie są ;) a najlepiej smakują z kakao ;)
UsuńPiękne zdjęcia. Takie ciepłe. Uwielbiam pianki ♥
OdpowiedzUsuńlush, balea i pianki! <3 Nie mogę doczekać się mojej wizyty w Niemczech, muszę koniecznie poszukać lush, bo niestety w Polsce dostępność jest słaba...
OdpowiedzUsuńPudry HD to coś na co z pewnością za jakiś czas zapoluję :)
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi ochotę na gorącą czekoladę :P Zazdroszczę produktów z Lusha Q.Q
OdpowiedzUsuńPudry Inglot i Krem CC Bourjois mnie ciekawią :)
OdpowiedzUsuńWarto wypróbować chociaż testery :)
UsuńCoś mi mówi, że przy następnej okazji zdecyduję się na 505 z Inglota, ale na szczęście jeszcze trochę się zejdzie zanim zużyję obecny puder brązujący :) Debatuję od jakiegoś czasu nad CC Creamem Bourjois, chociaż ostatnio wyciągnęłam resztkę fluidu z Iwostinu i teraz waham się między ponownym zakupem tego i wypróbowaniem nowości :)
OdpowiedzUsuńWidziałam te pianki jako dodatek do jakiegoś kakao, chyba Puchatek ;)
OdpowiedzUsuńChyba rzeczywiście coś takiego było, ale ja lubię tylko Nesquik ;)
UsuńSzkoda, że w polskich sklepach nie ma takich malutkich pianek bo wyglądają uroczo :)
OdpowiedzUsuń