Z tym postem miałam poczekać.
Potestować, pobawić się i dopiero pochwalić, ale jestem tak nakręcona tematem, że nie chcę dłużej czekać, tylko od razu pokazać Wam co wczoraj robiłam przez całe popołudnie.
Zgadniecie co to? |
Głównym sprawcą zamieszania jest (długo, za długo) wyczekiwana paczka z Zrób sobie krem z kilkoma półproduktami. Zamówiłam przede wszystkim glinki, bo to nimi w najbliższym czasie zamierzam myć twarz, kilka olejków, coś do ścierania i kwas hialuronowy, na który polowałam już od dawna. Wyciągnęłam nawet mój dawno nieużywany fartuch z laborek, bo jak się bawić to porządnie ;) zgromadziłam pół stołu różnych substratów i zaczęłam mieszać.
Większość zamówienia |
Zaczęłam od peelingu do ciała. Cukier, odrobina soli, peeling z nasion maliny i odrobina ze skały wulkanicznej oraz oczywiście kawa, a do tego olej kokosowy jako baza i kilka innych olejków dla zmiękczenia formy.
Całość wymieszałam i przełożyłam do foremek na babeczki, które umieściłam na kilka minut w lodówce, żeby olej kokosowy szybciej skrystalizował do formy stałej.
Po chwili wyciągnęłam je z lodówki, zanurzyłam formę na kilka sekund w gorącej wodzie i uzyskałam moje peelingujące babeczki.
Jedna sztuka wystarczyła mi na jedno użycie na całe ciało. W kontakcie ze skórą babeczka bardzo łatwo się stopiła ze względu na dodatek płynnych olejków, co niestety znacząco wpływa na słabą wydajność, ale pozytywnie na praktyczność takiej kostki :) Peeling jest bardzo wygodny i całkiem ostry. Pięknie wygładza skórę pozostawiając tłustą warstwę, która bez problemu schodzi podczas kąpieli. U mnie taka mieszanka sprawdziła się lepiej niż peeling z samej kawy, a do tego użycie było dużo bardziej komfortowe, mniej sprzątania i lepszy efekt, również pod względem nawilżenia.
Jako następne ukręciłam peelingi do ust. Na bazie cukru, z dodatkiem miodu, oliwy, olejku rycynowego i arganowego. Bardzo ładnie wygładzają usta, nie są zbyt ostre i całkiem dobre w smaku, co sprawdziłam przez przypadek ;) Po ich użyciu potrzebowałam balsamu do ust, więc jeszcze popróbuję z ilością i rodzajem olejków.
Na koniec mój hit, czyli pasta peelingująca do twarzy. Początkowo miałam stworzyć coś podobnego do czyścika Lush na bazie migdałów, ale moje opakowanie się jeszcze nie skończyło, więc nie chciałam powielać produktów do twarzy i postawiłam na coś mocniejszego. Oj znacznie mocniejszego... Baza to glinki biała i marokańska, których zamierzam używać do mycia twarzy długoterminowo. Do tego zdzieraki, (każdy w niewielkiej ilości): nasiona maliny, skała wulkaniczna i korund. W celu uzyskania konsystencji pasty i wzbogacenia składu dodałam jeszcze oleje lniany, rycynowy i makadamia, macerat z marchwi, odrobinę oliwy i kilka kropel olejku lawendowego oraz hydrolat rumiankowy. Przed użyciem trzeba ją jeszcze lekko rozrobić z wodą, ale jest to dużo szybsze i łatwiejsze niż w przypadku czyścika Lush. Muszę zapamiętać, że hydrolat rumiankowy to porażka zapachowa ;) Zapach świeżego rumianku kojarzy mi się z psującymi się kwiatami, a hydrolat świetnie ten zapach oddaje, więc następnym razem na pewno użyję różanego ;)
Efekt? wow! Peeling jest bardzo mocny, ale dla mojej cery, dalekiej od skóry nosorożca, znośny. Po użyciu nie odnotowałam podrażnień ani zadrapań ;) Zauważyłam za to porządne starcie zewnętrznego naskórka. Peeling wyszedł bardzo mocny, więc z pewnością będę go używać raz w tygodniu, ale dzięki niemu na 100% zrezygnowałam z peelingów sklepowych. Po wymasowaniu zostawiłam go na chwilę na twarzy, przez co glinki lekko zaschły, działając przy okazji jak maseczka :) Uczuć podrażnienia czy ściągnięcia brak, za to super gładkość, delikatność i porządne oczyszczenie gwarantowane.
W najbliższym czasie na pewno będę kombinować ze składami i proporcjami tych produktów, ale ostatni, czyli czyścik / peeling do twarzy, jest moim absolutnym hitem i to na nim się skupię kombinując ze zdzierakami i różnymi olejkami :)
Co myślicie na temat kosmetyków przygotowanych w domu? Kręcicie coś same, a może w ogóle Was to nie kusi? Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania :)
Efekt? wow! Peeling jest bardzo mocny, ale dla mojej cery, dalekiej od skóry nosorożca, znośny. Po użyciu nie odnotowałam podrażnień ani zadrapań ;) Zauważyłam za to porządne starcie zewnętrznego naskórka. Peeling wyszedł bardzo mocny, więc z pewnością będę go używać raz w tygodniu, ale dzięki niemu na 100% zrezygnowałam z peelingów sklepowych. Po wymasowaniu zostawiłam go na chwilę na twarzy, przez co glinki lekko zaschły, działając przy okazji jak maseczka :) Uczuć podrażnienia czy ściągnięcia brak, za to super gładkość, delikatność i porządne oczyszczenie gwarantowane.
W najbliższym czasie na pewno będę kombinować ze składami i proporcjami tych produktów, ale ostatni, czyli czyścik / peeling do twarzy, jest moim absolutnym hitem i to na nim się skupię kombinując ze zdzierakami i różnymi olejkami :)
Co myślicie na temat kosmetyków przygotowanych w domu? Kręcicie coś same, a może w ogóle Was to nie kusi? Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania :)
Chciałabym sama robić kosmetyki, ale niestety dla mnie to czarna magia :)
OdpowiedzUsuńNa wielu blogach są setki pomysłów, a w praktyce to trochę jak gotowanie czy zabawa w piaskownicy ;)
Usuńbardzo fajne pomysły! zazdroszcze umiejetnosci ;p niby wydaje sie to proste, ale pewnie z moim szczesciem zrobiłabym sobie bardzo szybko kuku :(
OdpowiedzUsuńTo są akurat bardzo proste "przepisy" :) A i ryzyko niewielkie ;)
Usuńfajna sprawa takie eksperymenty, ale nie zawsze mam na to czas;p i niestety kawy to ja nie znoszę w kosmetyce;p
OdpowiedzUsuńCzasu rzeczywiście trochę kradnie ;) Za kawą też nie przepadam, zwłaszcza za bałaganem po niej ;) Ale muszę przyznać, że nieźle peelinguje :)
Usuńświetny sposób z tymi babeczkami, też kiedyś robiłam sama peeling kawowy i sprawdza się świetnie ;) a przepis jest bardzo prosty i szybki w wykonaniu :)
OdpowiedzUsuńPeelingujące babeczki wyglądają świetnie, super pomysł :) ja kręcę głównie toniki, kremy i sera;P
OdpowiedzUsuńTo już wyższa szkoła ;) nie odważyłabym się na razie, zwłaszcza bez przepisu ;)
UsuńDo tej pory bawiłam się w chemika tylko w laboratorium ale tak to świetnie opisałaś, że teraz sama chcę się w domu tak pobawić :)
OdpowiedzUsuńPS. Czyżbyś też studiowała coś związanego z chemią, że fartuch z laborek posiadasz? :)
Zabawa jest świetna! :D
UsuńJestem po politechnice, gdzie i chemia była ;)
Zabawa musi być przednia! :) I do tego robisz coś pożytecznego dla siebie. :))
OdpowiedzUsuńGratuluję, świetne produkty wyczarowałaś :)
OdpowiedzUsuńJa najczęściej mieszam tworząc różne sera do twarzy ale peelingi do ciała też robiłam :)
Fajnie wyglądały te peelingi :) chodź ja bardziej wole gotowe produkty :)
OdpowiedzUsuń