W zeszłym tygodniu było o szmince, która absolutnie mnie zachwyciła (o tutaj), a dziś o drugiej, którą kupiłam w tym samym dniu. Tym razem bohaterem jest produkt od Inglot i niestety słodko będzie tylko w tytule...
Kolor jest piękny. Przypomina mi trochę dżem porzeczkowy (oczywiście z czarnych porzeczek), może śliwkę. Jest ciemna, mocna, dokładnie taka, jak chciałam. Wykończenie w pełni błyszczące. Niektóre pomadki mają tak, że gdy odbije się je raz na przykład na chusteczce, to stają się lekko matowe, a ta nawet po kilku odbiciach nie osiąga w pełni takiego efektu.
Mój kolor to niewiele mówiący numerek 293, a sama szminka pochodzi z edycji limitowanej Berry Collection. Na początku wraz z panią z Inglota wybrałyśmy podobną szminkę z kolekcji matowej, która najbardziej mi odpowiada, ale chciałam coś bardziej nasyconego i padło na tą.
1. Gołe usta 2. Pomalowane Inglot 293 3. Po kilku odciśnięciach ust na chusteczce |
Zachwytów niestety nie będzie. Zdaję sobie sprawę z tego, że takie kolory, zwłaszcza z takim wykończeniem są trudne, ale Inglot sam sobie skomplikował temat. Konsystencja szminki przypomina balsam do ust. Jest mięciutka, masełkowa i totalnie nie nadająca się do ciemnych kolorów. Teraz widzę, że zdjęcia dobrze tego nie oddają, ale kolor rozkłada się nierówno na ustach, co jest winą głównie konsystencji. Do tego zaraz po pomalowaniu odbija się na zębach i to nie byłoby wielkim problemem, gdyby nie zdarzało się również później. Podkreśla mi tażke suche skórki, w których zwyczajnie zbiera się więcej koloru i wyglądają właśnie jak kawałki owoców w dżemie ;)
Tu świetnie widać kolor i ile jej schodzi przy każdym kontakcie z jakimkolwiek materiałem |
Z trwałością słabiutko. Jest to mocny i ciemny kolor, który w ogóle nie trzyma się ust i ani trochę na nich nie zastyga. Odciskając ją kilka razy na chusteczce wciąż schodzi duża ilość produktu. W praktyce nie przetrwa jedzenia i trzeba się pilnować w ciągu dnia, bo z czasem zaczyna wyglądać znacznie gorzej. Jednak chyba to, co najbardziej mi przeszkadza, to pewien dyskomfort. Po mniej więcej 30 minutach od pomalowania lekko wysycha na wewnętrznej krawędzi ust i trochę się klei, przez co mam wrażenie, że dzieje się z nią coś niedobrego, a tym samym ciągle o niej myślę i co chwilę sprawdzam w lustrze jak to jest w rzeczywistości.
Na tym zdjęciu dobrze widać na ustach kilka jakby ziarenek, które mam tylko przy tej pomadce |
Ponarzekałam, ale i tak będę ją teraz często nosić, ze względu na sam kolor. Jest to mało popularny i trudno dostępny odcień, oczywiście niezbyt łatwy w użyciu, ale dla mnie piękny. Na początku ta przygoda w ogóle mnie nie zniechęciła i planowałam kupić którąś z pomadek z nowej matowej serii, która jest bardzo moja, ale po przemyśleniu tematu zdecydowałam, że lepiej nie ryzykować i zamówiłam kolejne pomadki Golden Rose. Oczywiście szminka lepiej się spisuje po wklepaniu palcem lub ściągnięciu części koloru po malowaniu, ale wtedy traci cały swój urok wynikający z głębi odcienia.
Cena szminek od Inglot to około 21zł za standardowe opakowanie i 13zł za prostokątny wkład.
Jak Wam się podoba?
Fajny kolor, szkoda że się nie sprawdziła. :(
OdpowiedzUsuńa miało być tak pięknie ;)
UsuńCiekawy kolor :))
OdpowiedzUsuńKolor to jej mocna strona, szkoda że jedyna ;)
UsuńŹle wyglądam w takich kolorach, ale kolor bardzo łady. Śliczne masz usteczka ;).
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńNie jestem pewna, czy mnie do końca pasują ;) ale jest na tyle fajny, że mieć musiałam ;)
Łooo wspaniały kolor :D
OdpowiedzUsuńKolor zdecydowanie wspaniały :D
Usuńw opakowaniu totalnie mi się nie podoba jednak na ustach wygląda niesamowicie i mam ochotę skoczyć do sklepu i ją zakupić ;)
OdpowiedzUsuńMoże u Ciebie lepiej się sprawdzi, ale radzę poszukać innej w takim kolorze ;)
UsuńPiękny kolor :)
OdpowiedzUsuńSzkoda,że trwałość słaba,ale kolorek mega czadowy:))
OdpowiedzUsuńKolor jest niesamowity, ale szkoda, że z resztą już gorzej :/
OdpowiedzUsuńKolor śliczny, ale dla mnie zbyt odważny :)
OdpowiedzUsuńMożna się do niej przyzwyczaić, ale rzeczywiście jest mało dyskretna ;)
Usuńbardzo fajny kolor, byłby juz mój, gdyby nie był tak problematyczny..
OdpowiedzUsuńGdybyś znalazła taki w lepszej jakości, to koniecznie daj znać ;)
Usuńkolor fenomenalny!
OdpowiedzUsuńKolor przepiękny! szkoda, że nie jesteś zadowolona z jakości:/
OdpowiedzUsuńNiestety pozostawia wiele do życzenia... A szkoda, bo liczyłam na lepszą jakość od Inglot :)
UsuńSzkoda, że aż tyle minusów przy tak zachwycającym kolorze :(
OdpowiedzUsuńMam szminkę Inglota, lecz zupełnie inny kolor. Muszę powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jej jakością! Jest poprostu świetna!
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, może wszystko zależy od odcienia, koloru...
Mysle, ze to kwestia formuly i wykonczenia. Ta jest takim mocno napigmentowanym maselkiem i to chyba glowny problem. Przekonalas mnie do powrotu do Inglota. Zobacze raz jeszcze te nowe maty :)
UsuńPrzy takich kolorach usta muszą wyglądać idealnie i być bardzo dokładnie pokryte. Uwielbiam takie bordowe i fioletowe odcienie!
OdpowiedzUsuńMam jedną szminkę z Inglota i jest mega sucha, z błyszczykiem daje radę :) A co do koloru to chcę sobie kupić coś w ten deseń z MAC, nazywa się Rebel ;)
OdpowiedzUsuńja nie lubię szminek inglota. te matowe są natomiast strasznie tępe. przydałoby się coś pomiędzy tą co masz a tymi matowymi. szkoda, bo kolor piękny :)
OdpowiedzUsuńLiczyłam na maty, szkoda :/
UsuńKolor bardzo mi się podoba. :) Szkoda tylko, że jakość pozostawia wiele do życzenia. :(
OdpowiedzUsuńKolor b o s k i <3 szkoda, że trwałość kiepska :/
OdpowiedzUsuń