wtorek, 18 marca 2014

Porzeczkowy dżem z kawałkami owoców od Inglot

W zeszłym tygodniu było o szmince, która absolutnie mnie zachwyciła (o tutaj), a dziś o drugiej, którą kupiłam w tym samym dniu. Tym razem bohaterem jest produkt od Inglot i niestety słodko będzie tylko w tytule...


Kolor jest piękny. Przypomina mi trochę dżem porzeczkowy (oczywiście z czarnych porzeczek), może śliwkę. Jest ciemna, mocna, dokładnie taka, jak chciałam. Wykończenie w pełni błyszczące. Niektóre pomadki mają tak, że gdy odbije się je raz na przykład na chusteczce, to stają się lekko matowe, a ta nawet po kilku odbiciach nie osiąga w pełni takiego efektu.


Mój kolor to niewiele mówiący numerek 293, a sama szminka pochodzi z edycji limitowanej Berry Collection. Na początku wraz z panią z Inglota wybrałyśmy podobną szminkę z kolekcji matowej, która najbardziej mi odpowiada, ale chciałam coś bardziej nasyconego i padło na tą.

1. Gołe usta 2. Pomalowane Inglot 293 3. Po kilku odciśnięciach ust na chusteczce

Zachwytów niestety nie będzie. Zdaję sobie sprawę z tego, że takie kolory, zwłaszcza z takim wykończeniem są trudne, ale Inglot sam sobie skomplikował temat. Konsystencja szminki przypomina balsam do ust. Jest mięciutka, masełkowa i totalnie nie nadająca się do ciemnych kolorów. Teraz widzę, że zdjęcia dobrze tego nie oddają, ale kolor rozkłada się nierówno na ustach, co jest winą głównie konsystencji. Do tego zaraz po pomalowaniu odbija się na zębach i to nie byłoby wielkim problemem, gdyby nie zdarzało się również później. Podkreśla mi tażke suche skórki, w których zwyczajnie zbiera się więcej koloru i wyglądają właśnie jak kawałki owoców w dżemie ;) 

Tu świetnie widać kolor i ile jej schodzi przy każdym kontakcie z jakimkolwiek materiałem

Z trwałością słabiutko. Jest to mocny i ciemny kolor, który w ogóle nie trzyma się ust i ani trochę na nich nie zastyga. Odciskając ją kilka razy na chusteczce wciąż schodzi duża ilość produktu. W praktyce nie przetrwa jedzenia i trzeba się pilnować w ciągu dnia, bo z czasem zaczyna wyglądać znacznie gorzej. Jednak chyba to, co najbardziej mi przeszkadza, to pewien dyskomfort. Po mniej więcej 30 minutach od pomalowania lekko wysycha na wewnętrznej krawędzi ust i trochę się klei, przez co mam wrażenie, że dzieje się z nią coś niedobrego, a tym samym ciągle o niej myślę i co chwilę sprawdzam w lustrze jak to jest w rzeczywistości.

Na tym zdjęciu dobrze widać na ustach kilka jakby ziarenek, które mam tylko przy tej pomadce

Ponarzekałam, ale i tak będę ją teraz często nosić, ze względu na sam kolor. Jest to mało popularny i trudno dostępny odcień, oczywiście niezbyt łatwy w użyciu, ale dla mnie piękny. Na początku ta przygoda w ogóle mnie nie zniechęciła i planowałam kupić którąś z pomadek z nowej matowej serii, która jest bardzo moja, ale po przemyśleniu tematu zdecydowałam, że lepiej nie ryzykować i zamówiłam kolejne pomadki Golden Rose. Oczywiście szminka lepiej się spisuje po wklepaniu palcem lub ściągnięciu części koloru po malowaniu, ale wtedy traci cały swój urok wynikający z głębi odcienia. 
Cena szminek od Inglot to około 21zł za standardowe opakowanie i 13zł za prostokątny wkład. 

Jak Wam się podoba?

29 komentarzy:

  1. Fajny kolor, szkoda że się nie sprawdziła. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Kolor to jej mocna strona, szkoda że jedyna ;)

      Usuń
  3. Źle wyglądam w takich kolorach, ale kolor bardzo łady. Śliczne masz usteczka ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :)
      Nie jestem pewna, czy mnie do końca pasują ;) ale jest na tyle fajny, że mieć musiałam ;)

      Usuń
  4. w opakowaniu totalnie mi się nie podoba jednak na ustach wygląda niesamowicie i mam ochotę skoczyć do sklepu i ją zakupić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może u Ciebie lepiej się sprawdzi, ale radzę poszukać innej w takim kolorze ;)

      Usuń
  5. Szkoda,że trwałość słaba,ale kolorek mega czadowy:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolor jest niesamowity, ale szkoda, że z resztą już gorzej :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolor śliczny, ale dla mnie zbyt odważny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można się do niej przyzwyczaić, ale rzeczywiście jest mało dyskretna ;)

      Usuń
  8. bardzo fajny kolor, byłby juz mój, gdyby nie był tak problematyczny..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyś znalazła taki w lepszej jakości, to koniecznie daj znać ;)

      Usuń
  9. Kolor przepiękny! szkoda, że nie jesteś zadowolona z jakości:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety pozostawia wiele do życzenia... A szkoda, bo liczyłam na lepszą jakość od Inglot :)

      Usuń
  10. Szkoda, że aż tyle minusów przy tak zachwycającym kolorze :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam szminkę Inglota, lecz zupełnie inny kolor. Muszę powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jej jakością! Jest poprostu świetna!
    Sama nie wiem, może wszystko zależy od odcienia, koloru...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze to kwestia formuly i wykonczenia. Ta jest takim mocno napigmentowanym maselkiem i to chyba glowny problem. Przekonalas mnie do powrotu do Inglota. Zobacze raz jeszcze te nowe maty :)

      Usuń
  12. Przy takich kolorach usta muszą wyglądać idealnie i być bardzo dokładnie pokryte. Uwielbiam takie bordowe i fioletowe odcienie!

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam jedną szminkę z Inglota i jest mega sucha, z błyszczykiem daje radę :) A co do koloru to chcę sobie kupić coś w ten deseń z MAC, nazywa się Rebel ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. ja nie lubię szminek inglota. te matowe są natomiast strasznie tępe. przydałoby się coś pomiędzy tą co masz a tymi matowymi. szkoda, bo kolor piękny :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kolor bardzo mi się podoba. :) Szkoda tylko, że jakość pozostawia wiele do życzenia. :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Kolor b o s k i <3 szkoda, że trwałość kiepska :/

    OdpowiedzUsuń

Komentarze sprawiają największą frajdę i ożywiają tego bloga, dlatego śmiało! Wyrażajcie swoje zdanie ;) za co Wam bardzo dziękuję :)