środa, 5 lutego 2014

Prawdziwa miłość - Max Factor Miracle Touch

Podobno prawdziwa miłość jest wtedy, gdy kochamy mimo wad a nie za zalety. Tam było ze mną i tym produktem - absolutnie go uwielbiałam, chociaż średnio się sprawdzał w praktyce. Nie sprawdzał w czasie przeszłym, bo teraz nauczyłam się go używać, a może po prostu dostał idealnego partnera i pokazuje wszystkie swoje zalety.

Max Factor Miracle Touch

Dzisiejszym bohaterem jest podkład Max Factor Miracle Touch. brawa
W zeszłe wakacje szukałam lekkiego, ciemniejszego podkładu, który dopasowałby się do mojej pierwszej od dawna opalenizny. Zaczęłam od przeglądu niemieckich drogerii i przepadłam po pierwszym mizianiu tego testera. Zdecydowanie polecam zdotykać go przy najbliższej okazji ;)

Miracle Touch odcienie: 60 sand, 75 golden, 80 bronze

Od tego czasu uzbierałam komplet trzech (naj)ciemniejszych kolorów: 
  • 60 sand - beżowo - różowe tony, średni odcień
  • 75 golden - żółte tony, średni / ciemny odcień
  • 80 bronze - neutralno - żółte tony, ciemny odcień
Nigdy nie wybieram tak ciemnych kolorów, ale! On nie jest jak inne ;) Drugą rzeczą (po konsystencji) jaka mnie w nim urzekła, to możliwość rozcierania i stopniowania koloru. W przypadku wszystkich trzech odcieni, które posiadam możemy uzyskać delikatny kolor i lekkie krycie, więc na twarzy wcale nie są tak ciemne i intensywne jak w opakowaniu czy na swatchach. Ba! golden używam nawet teraz, w styczniu.
Golden i Bronze używam od wakacji, Sand dopiero dołączył

Gdzie i za ile
Podkłady Max Factor dostaniemy w Polsce w każdej drogerii, ale ceny i wybór kolorów są absurdalne. Jego koszt stacjonarnie to około 62zł, a przez internet dostaniemy go już za połowę tej kwoty. Opakowanie zawiera 11,5g produktu o cudownej konsystencji. 

Świeżutkie opakowanie.
Na lotnisku każą go pakować w torebkę plastikową...

Kosmetyk zapakowany jest w moim zdaniem bardzo ładne i zgrabne opakowanie. Średniej wielkości szklany słoiczek posiada plastikową nakrętkę, w której schowana jest (całkiem sensowna) gąbka. Każde z zakupionych przeze mnie opakowań było zaklejone naklejką z kodem kreskowym, więc mamy gwarancję, że nikt go przed nami nie macał

Miracle Touch na wizażu zbiera średnie oceny, a główny zarzut pod jego adresem to trwałość i wydajność, a raczej ich brak. Przyznam, że i ja nie byłam zadowolona z czasu, w jakim dobrze się prezentował. Po 2 godzinach miałam pewne świecenie, a po około 5 był ledwie widoczny. Wszystko zmieniło się gdy użyłam go z pudrem bambusowym z Biochemii Urody. Teraz po 4 godzinach nadal wygląda jak zaraz po nałożeniu, a później wystarczy bibułka i odrobina pudru żeby wytrwał kilka kolejnych godzin. Zawsze go lubiłam, ale rzadko używałam, a teraz inne podkłady poszły w odstawkę.

Od góry: światło od północnej strony, cień, południowe światło i na dole z lampą. Gruba, nie roztarta warstwa!

Co jeszcze w nim uwielbiam? Aplikację. Czasami dla przyjemności dotknę go palcem, ale tak nakładałam go tylko raz. Efekt pozytywny, ale odzwyczaiłam się od takiej formy aplikacji. Wolę pędzle i z nimi spisuje się doskonale. Przede wszystkim opakowanie jest wprost stworzone do kontaktu z pędzlem - szerokie i płaskie. Po drugie nie wchodzi we włosie, a wypranie po nim pędzli jest banalne. Najlepiej mi się z nim współpracuje przy pomocy Hakuro H50S, ale to kwestia wyłącznie sentymentu ;)

To jeszcze dla dowodu pokażę jak się prezentuje na twarzy. Na poniższym zdjęciu mam odcień 60 sand, który teoretycznie mi nie pasuje, ale świetnie się zgrał i przez pasek musicie mi uwierzyć na słowo, że nie widać różnicy z szyją. Swatche z poprzedniego zdjęcia mają na celu wyłącznie o zaprezentowanie kolorów i różnic między nimi, dlatego na ręce mam grubą, nie roztartą warstwę każdego koloru. Absolutnie nie używam go w takim natężeniu na twarzy :)

Na zdjęciu same hity z ostatniego tygodnia: podkład, Garden of Eden ze Sleek, sztuczne rzęsy e.l.f. i wiele innych, niestety trochę naświetlone przez dzisiejsze słoneczko (jupi!)

Pewnie nie u każdego sprawdzi się tak dobrze, ale ja jestem nim zachwycona i na pewno zawsze będzie u mnie w kosmetyczce. Na początku był maskotką, a teraz wyparł Revlona z roli pewniaka ;)
Moja cera jest mieszana, zwykle w kierunku tłustej, czasami z przesuszeniem, a on spisuje się doskonale, jednak myślę, że najlepiej wypadnie na cerach suchych i normalnych.

Dla podsumowania plusy w punktach, bo minusów nie widzę :)

+ konsystencja
+ lekkie krycie
+ delikatny kolor, łatwy do stopniowania i roztarcia
+ satynowe, naturalne wykończenie
+ łatwa aplikacja
+ u mnie trwały przy użyciu pudru bambusowego
+ nie zapycha i nie wysusza
+ jest lekki i nie czuję, że mam go na twarzy
+ opakowanie
+ bez utrwalenia szybko, ale ładnie i równo znika z twarzy
+ nawet bez pudru świetnie współpracuje z innymi kosmetykami - bronzer, róż czy rozświetlacz nie robią plam i ładnie się rozcierają

Moja ocena 6 - hit i prawdziwa miłość ;)
gdzie 1- porażka, 6 - hit

10 komentarzy:

  1. Wygląda bardzo naturalnie na twarzy:) Stosowałam kiedyś podobny produkt innej marki, ale nie dostępny wtedy w pl i też byłam zadowolona;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naturalny efekt jest jego dużą zaletą. Może nie stworzy idealnej cery, ale przy odpowiednim kolorze nawet nie jwst możliwe stworzenie "maski" :)

      Usuń
  2. ładnie wygląda ale cena tez powalająca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za tydzień w hebe będzie promocja -40% ;) jednak najtaniej wychodzi przez internet. W zależności od koloru 30-35zl :)

      Usuń
  3. Ciekawy... Niezbyt przepadam za taką formą podkładu, nie umiem się takimi posługiwać. Może jak będzie w promocji... Kusisz, kusisz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest bardzo łatwy i przyjemny w obsłudze. Idealnie operuje się pędzlem, gąbką czy palcami w opakowaniu, a na twarzy świetnie się rozprowadza :) W przyszłym tygodniu promocje w hebe więc polecam zwrócić uwagę ;)

      Usuń
  4. Miałam go i mile wspominam, choć jak zwykle był problem z dopasowaniem koloru no brak wydajności ;) Jednak pomijając wszystkie za i przeciw wtedy zrobił dobre wrażenie i lubiłam po niego sięgać.

    Znalezienie dobrego i pasującego Nam podkładu to niezła sztuka :D a z pudrem wykończeniowym to już zupełnie inna bajka oraz temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak patrzę z perspektywy czasu, to moja cera jest malo wymagająca przy doborze podkładu. Jeśli nie ma maski i blyszczenia to zwykle jest dobrze. Za to pudry to zło konieczne ;)

      Usuń
    2. Kiedyś też tak pochodziłam do pudrów, ale zmieniłam kierunek poszukiwań szybko doceniłam pewne rzeczy. Jednak moja cera jest wymagająca i rządzi się swoimi prawami :(

      Usuń
    3. Ostatnio zauważyłam, że jednak puder musi być. W mojej kosmetyczce zawsze jakiś był, ale teraz podchodzę do tematu zupełnie inaczej i zauważam różnice. Doceniam trwałość i łatwość aplikacji bronzera czy różu. Mam nadzieję, że z moją cerą nic się nie zmieni na wiosnę ;)

      Usuń

Komentarze sprawiają największą frajdę i ożywiają tego bloga, dlatego śmiało! Wyrażajcie swoje zdanie ;) za co Wam bardzo dziękuję :)